W Marsylii nie opadł jeszcze kurz po zaskakującej rezygnacji Marcelo Bielsy ze stanowiska trenera OM, a kibice tego klubu muszą przełknąć kolejną gorzką pigułkę w krótkim czasie. Mathieu Valbuena, który na Stade Velodrome grał przez 8 lat dzisiaj ma zostać przedstawiony jako zawodnik… Lyonu.

Jesteśmy świadkami upadku legendy, bo tak traktowany był Valbuena przez swoich największych kibiców. Kiedy opuszczał OM najzagorzalsi fani zasiadający na trybunach umiejscowionych za bramkami zgotowali mu fantastyczne pożegnanie, a teraz ci sami kibice są jego największymi przeciwnikami. Na konferencji prasowej w jego oczach pojawiły się łzy i klub chcą uczcić jego wkład w sukcesy wprowadził go do galerii sław, a jego numer 28. został zastrzeżony. Dzisiaj jedną decyzją podjętą w dość krótkiej chwili, stracił wszystko na co pracował przez długich osiem lat. Stracił szacunek i uwielbienie tysięcy kibiców.

W mediach społecznościowych rozpętała się istna burza dyskusji na temat tego transferu i można z nich wyróżnić bardzo skrajne opinie fanów, którzy ostro i bez żadnych skrupułów krytykują go, obrzucają błotem i tworzą hasztagi z których najłagodniejszym jest ten mówiący o spaleniu jego wozu kempingowego. Jednak nie ma co się dziwić, jeśli tamtejsi ludzie futbol traktują jako religię, a ukochany klub darzą miłością większą niż swoje żony, dziewczyny i kochanki. Dla nich ten transfer jest niewybaczalną zdradą i nic nie jest w stanie poprawić ich relacji. Valbuena przeszedł do klubu rywala i dla dużej części kibiców on już nie istnieje.

Krytycy wypominają mu, że w momencie kiedy jego kariera stanęła pod dużym znakiem zapytania, to klub z Marsylii wyciągnął do niego rękę i pomógł na zaistnienie w profesjonalnym futbolu. Przypomnijmy, że został on wyrzucony ze szkółki Bordeaux ze względu na niski wzrost i dołączył do zespołów amatorskich w których poznawał realia czwartej i trzeciej ligi. Teraz 331 występów w białej koszulce i 38 strzelonych goli nie ma dla nich większego znaczenia.

Z drugiej strony są też kibice, którzy pamiętają o tym wszystkim co Mathieu zrobił dla OM i w sposób racjonalny podchodząc do futbolu wiedzą, że jest to wielki biznes i dla większości piłkarzy klub jest tylko firmą w której pracuje i zarabia, a wybierając nowy klub starają się spełniać swoje ambicje finansowe i sportowe. Ta grupa stara się chłodzić ogólne nastroje, ale może być im niezwykle ciężko, bo są zdecydowaną mniejszością.

Gdzie w tym wszystkim jestem ja? Ciężko jest mi odpowiedzieć na te pytanie. Śmiało mógłbym dołączyć do obu obozów, które powstały na Facebooku i Twitterze. Z jednej strony czuję się oszukany widząc jak zawodnik, którego uwielbiałem podczas gry w OM i w trakcie każdego meczu reprezentacji „Trójkolorowych” z zapartym tchem obserwowałem występy „Rowerka”, a teraz mam przed sobą informację o jego przejściu do OL i triumfalny uśmieszek Jean-Michel’a Aulas’a, który już od dłuższego czasu za swój cel obrał destabilizację OM. Wtedy pojawiają się bardzo złe emocje z nienawiścią na czele. Jednak zawsze trzeba poszukać drugiej strony medalu, wtedy przypominam sobie wspaniałe chwile, których autorem był ten zawodnik, jego gole i asysty w ostatnich sekundach spotkania.

W mojej pamięci najpiękniejszym momentem jest gol Mathieu w meczu wyjazdowym Ligi Mistrzów z Borussią Dortmund. „Rowerek” otrzymuje podanie na lewej stronie, schodzi do środka ogrywając Błaszczykowskiego i Gundogana, a skończyło się to wszystko pięknym uderzeniem piłki, która wpadła do bramki tuż pod poprzeczką. OM wygrywa 3:2 kończąc fantastyczny pościg za wynikiem od 0:2. Takie właśnie momenty powinny decydować o naszej sympatii do zawodników.

Już za niedługo Valbuena będzie mógł powrócić na Velodrome, bo na 20 dzień września zaplanowany jest ligowy mecz OM – Lyon. Pytanie brzmi czego będzie się można spodziewać po miejscowych kibicach? Gwizdów, wyzwisk, a może latających przedmiotów? Zdecydowanie niczego nie można się spodziewać po ludziach o tak gorącym temperamencie i tak ślepo kochającym swój klub. Obecnie wiadomo tylko tyle, że wszystkie pomniki, które budowali mu kibice są już zrównane z ziemią, a wszelkie pamiątki zniszczone.

Osobiście nie potrafię całkowicie znienawidzić tego zawodnika. Zbyt wiele dał temu klubowi by teraz wymazać jego obecność z historii i mocno wierzę, że obecne reakcje to po prostu działanie pod wpływem impulsu. Musimy pamiętać, że przywiązanie zawodników do jednego klubu mimo iż potrafimy wymienić kilka przykładów, to nadal bardzo rzadki przypadek. Trzeba przyzwyczajać się do tego, że futbol już od kilku lat zmienia się w coraz większy biznes, a zawodnicy będą pokonywać coraz większe dystanse za workami wypełnionymi pieniędzmi.