Ciężka misja Bielsy

logo marsyliaZ góry zakładam, że większość z Was zna pojęcie Football Manager, a co więcej – zakładam, że większość z Was przynajmniej raz w życiu miała sposobność grać w tę grę. Grę, bo Football Manager, czyli w skrócie FM, to tuż po dwóch wielkoludach – FIFA oraz Pro Evolution Soccer – najbardziej rozpoznawalna gra komputerowa o tematyce sportowej. Miliony osób związanych z futbolem grało lub w dalszym ciągu gra w tę grę, stając się w pewnym stopniu władcami swoich ulubionych klubów i decydując o jego losach. Ja, nie przedłużając, jestem wielkim fanem. I wiernym graczem.

Zakładam więc, że większość z Was wie, na czym to polega – a dla tych co nie wiedzą, pokrótce wytłumaczę. Obejmujesz klub jako menadżer i jako menadżer robisz wszystko to, na co masz ochotę, tj. działasz na rynku transferowym, ustawiasz sesje treningowe, dbasz o relacje z mediami, decydujesz o składzie oraz taktyce zespołu, czyli w gruncie rzeczy prowadzisz klub piłkarski. Świetna zabawa, polecam każdemu.

Do czego zmierzam? Ano, ni mniej ni więcej, do tego, że ciężko jest dziś być menadżerem Olympique Marsylia. Ciężko być Bielsą. Przed sezonem 2015/16 poziom trudności w prowadzeniu klubu OM zostałby ustalony jako: hard.


Sytuacja czysto hipotetyczna – jest wolny wakat, więc składasz CV, które następnie jest pozytywnie rozpatrzone i stajesz się menadżerem klubu z Marsylii. Świetnie. Gratuluję. Jak się z tym czujesz? Jest euforia, prawda? To dobrze, idź się dziś wyszalej, bo jutro będzie znacznie poważniej.

Pierwszy dziś, pojawiasz się w ośrodku treningowym. Witasz się z paniami sekretarkami, witasz się z asystentami, trenerami, prezesem i wreszcie, na samym końcu, z zawodnikami. Jest dobrze, uśmiechy-chichy, skinienia głową i puszczane oczka. Pięknie. Ale, w powietrzu można wyczuć smród – nie, nie zmysłem węchu, ale odczuciem, wrażeniem. Nieważne. Szybka kurtuazja i szybka zawijka do domku, by wypocząć. Pod koniec prosisz jeszcze jednego z asystentów, by zdał ci raport z poprzedniego sezonu i wysłał ci na maila.

Siadasz, patrzysz, analizujesz. Czwarte miejsce w tabeli (przyjęte z umiarkowaną radością), europejskie puchary w przyszłym sezonie, dużo strzelonych bramek (drugi wynik w Ligue 1), wreszcie – skład. No, pięknie! Same uznane nazwiska, same zadziory, jest w czym rzeźbić. Patrzysz na raport i czujesz, że instynktownie uśmiechasz się od ucha do ucha.

Marsylia Bielsy

Skład Olympique Marsylia w ostatnim spotkaniu z Bastią

Wstajesz rano, z głową pełną pomysłów i gotowy, by zacząć podbijać Europę. Zanim jednak rozpoczniesz trening, prosisz asystenta, by przyprowadził kapitana, bo chcesz z nim najpierw porozmawiać odnośnie współpracy.

– Nie ma Steve’a Mandandy, jeszcze nie wrócił ze spotkania z agentem.

– Spotkania z agentem? Po co?

– Jak po co? Przecież kilka klubów o niego pyta i on sam jeszcze nie wie, czy zostanie w klubie. Nie podoba mu się fakt, że nie mamy środka pola.

– Jak to, nie mamy środka pola? A Ayew i Imbula to co?

– No przecież odeszli! Stwierdzili, że skoro nie ma komu dogrywać po odejściu Gignaca do Meksyku, to oni też idą gdzie indziej.

– Gignaca też nie ma?!  Co to za szopka, przyprowadź mi w takim razie głównego rozgrywającego, mózg drużyny!

– Niepoważny jesteś? Mózg też odszedł. Czy ty w ogóle mnie słuchasz? Nie mamy już napastnika, odeszło trzech podstawowych pomocników oraz dwóch obrońców. W dodatku, nasz bramkarz, a jednocześnie kapitan, waha się czy pozostać w klubie, tak samo zresztą jak podstawowy obrońca oraz de facto wice-kapitan, o którego walczy kilka mocnych klubów. Przestań płakać i szlochać, zabierz się do roboty z tym co masz!


Ciężko jest dziś być menadżerem Olympique Marsylia. Wracasz z urlopu, samemu będąc niepewnym pozostania w klubie – z kończącym się kontraktem, który nie został jeszcze przedłużony – zostając na wstępie zbombardowanym wiadomościami o rozbiórce połowy składu z kilku najważniejszych zawodników. Oczekiwania bez zmian – awans do Ligi Mistrzów. Level hard, pamiętacie?

Na szczęście (żart sytuacyjny) zarząd nie zostawił Bielsę samego. Postanowili podczas jego nieobecności zająć się zapełnianiem luki po zawodnikach, których już w klubie nie będzie. I tak – przyprowadzili mu bezrobotnego bramkarza, który jeszcze nie tak dawno z powodów zdrowotnych musiał zakończyć karierę. Bo po pierwsze było tanio, a po drugie jego nazwisko dobrze wygląda na koszulce. A, no i całkiem nieźle łapie, jak mu się poda. Po drugie wyrwali, po zaciętej walce (a jak!), Sarra. Nie znacie? A, zapomniałem dodać, bo z drugoligowego Metz. W dodatku ściągnięto pomocnika z czternastej drużyny Ligue 1 minionego sezonu oraz uczesali i ubrali w biało-niebieskie barwy niechcianego w Manchesterze obrońcę, Karima Rekkika, o którym głównie głośno z powodu talentu showmena.

Powyższy akapit należy przyjąć z przymrużeniem oka, chciałem tylko pokazać dysonans pomiędzy jakością zawodników, którzy odeszli z klubu, a tymi, którzy do klubu przyszli. Wiem, że Yohanna Pelego stać na wspaniałe parady, a Rekkik rozegrał wiele udanych spotkań z PSV, jednak ta rozbieżność w bilansie jest wciąż porażająca.

I nie, nie zamierzam tutaj wróżyć złego sezonu dla Olympique Marsylii, hola hola. Mam dziwne przeczucie, że Michy Batshuayi spisze się nadzwyczaj dobrze i strzeli kilkadziesiąt bramek; wiem też, że Thauvin i Ocampos na skrzydłach to wciąż jeden z lepszych duetów skrzydłowych w całej Europie (warunek – muszą być w formie). Jeśli Barrada otrzepie się z kurzu i weźmie na swoje barki ciężar rozgrywania, a Lemina poprawi parę aspektów piłkarskich tego lata, to ten sezon może być udany.

Może. Jeśli – dużo tego na ten moment. Byłoby znacznie łatwiej, gdyby kilka luk zostało wypełnionych, a na serię pytań udzielono odpowiedzi. Ale w Marsylii wciąż jest stosunkowo cicho.

Wracając do tematyki Football Managera, popatrzcie, na jakim levelu do przyszłego sezonu podejdzie Hubert Fournier – na: easy. Po pierwsze – ma pewność, że żaden ważny zawodnik nie odejdzie z klubie, a kilku najważniejszych już przedłużyło kontrakty. Po drugie – ma pewność, że w klubie znajdą się pieniądze na zawodników, których potrzebuje – dwóch już zresztą przyszło. I to takich, których potrzebował. Po trzecie – ma spokój i ciszę oraz żadnych zmartwień.

Oaza w porównaniu z piekiełkiem, który dzieje się na południu Francji.

Plusem jest to, że Bielsa przywykł do pracy w takich warunkach. Ba, może się wydawać, że on lubi taki chaos wokół siebie. Że dobrze czuje się, gdy sprawy wokół nabierają szybkiego tempa, a wszyscy skupiają się na nim. Zresztą, to nie jest przypadek, że prezes OL, Jean-Michel Aulas, w rozmowie z dziennikarzami o losach Nicolasa N’Koulou powiedział: „Gdybym był nim, poszedłbym prosto do Bielsy – on ma klucze do wszystkich drzwi w tej sprawie”.

Bielsa jest wariatem, a wariatom, gdy jest spokój, odbija jeszcze bardziej. Za to wariat w wariackich sytuacjach czuje się dobrze.

Komentarze

komentarz

Comments

  1. Asterix says

    swietny, kolejny tekst! wracasz do formy! a co do Bielsy, to ja na jego miejscu bym wcisnal urlop i przeczekal caly ten okres 😀 a potem walczyl o mistrzostwo

  2. Pierre Papin says

    Nie skreślałbym od razu Marsylii, bo może się zdarzyć tak, że kupią wkrótce dwóch znanych zawodników i od razu wskoczą jako drugi faworyt, zaraz po P$G, do mistrzostwa. W tym momencie w Marsylii jest dużo zmian, ale wierzę, że Bielsa to wszystko poskleja! Allez l’OM

Dodaj komentarz