Siedem dni, dni postacie, trzy wywiady. Jeden tydzień, kilka tłumaczeń, tysiące reakcji. Zmiany.
Nasri, Abidal, Ribery. I Deschamps. Wspólny mianownik? Reprezentacja Francji. A przynajmniej kiedyś. Dziś to tylko wspomnienia, dziś to tylko reportaż w czasie przeszłym. Każdy z trójki wymienionej na początki postanowił ogłosić pożegnanie z kadrą. Postanowił ogłosił rezygnację. I każdy z nich, na różnych/innych zasadach i powodach: Nasri z powodu konfliktu z obecnym szkoleniowcem kadry i brakiem wiary w jego niesamowite, w jego mniemaniu, umiejętności. Abidal, całkiem zresztą słusznie, z powodu schyłku kariery i skośnej formy. Skośnej, skierowanej pomału ku dołowi. I wreszcie na koniec, Ribery. Powód? „Chcę poświęcić więcej czasu swojej rodzinie, skupić się na Bayernie Monachium i dać szansę młodym.” – czy tylko ja jestem zdziwiony?
Franck Ribery, lat 31 – owszem, młodością tego nazwać nie można, jednak starością także z pewnością nie. 31 lat – według wielu, idealny wiek dla piłkarza. Mieści się w widełkach 29-31, tj. odpowiednio dojrzały i doświadczony, bez wahań formy. No i przecież, mówimy o Francku Riberym! To nie jest Florent Sinama-Pongolle czy inny „wirtuoz”.
Decyzja pierwszej dwójki jest zrozumiała. Pierwszy, nienawidzony przez większość kibiców, zarówno byłīch klubów piłkarskich, jak i kadry narodowej (pewnych źródeł wiadomo także, że i sami koledzy nie darzą go ciepłym uczuciem). Drugi najlepsze lata ma za sobą, obecnie dogorywa w greckim Olympiakosie. Z Riberym sprawa jest inna – jego decyzja podziela dziennikarzy, ekspertów, fanów na dwa obozy: zdziwionych pozytywnie oraz zdziwionych negatywnie. Nie, to nie jest przypadek, że z umysłem używam słowa „zdziwionych” – nikt nie mógł przewidzieć takiego obrotu sprawy. Dlaczego? Na dobrą sprawę, gdyby nie kontuzja, miałby pewne miejsce w kadrze Tricolores na Mistrzostwa Świata w Brazylii. Tfu, miałby pewne miejsce w podstawowej jedenastce. Perspektywa Mistrzostw Europy we własnych kraju za niecałe dwa lata (2016) także jest znacząca, we Francji marzą bowiem o powtórce z 2000 roku. I nagle, kluczowa postać mistrza Niemiec oraz ćwierćfinalisty MŚ w szczytowym punkcie kariery postanawia skończyć z kadrą. Dziwne.
Kończy się pewna epoka. Zerknijmy na skład Francji w ostatnim spotkaniu na Mundialu, z Niemcami w 1/4 fazie turnieju - Lloris (27 lat), Debuchy (29), Evra (33), Valbuena (29), Cabaye (28), Matuidi (27) oraz Benzema (26 lat) – to najstarsi zawodnicy podstawowego składu, reszta poniżej 25-ego roku życia. Zaledwie jeden zawodnik (Evra) powyżej trzydziestki. Na domiar złego (na pewno złego?) nie wykluczone, że także i on postanowi niedługo powiesić buty na kołku.
Za dwa lata Francja stanie się gospodarzem największej imprezy piłkarskiej. Za dwa lata będą wymagania. I za dwa lata, do głosu mają dojść młodzi, pomału przygotowywani przez młodego (tak, tak) szkoleniowca, Didiera Deschampsa. Raphael Varane (dziś 21-lat) ma stać się Laurent Blanc, Sakho/Zouma Desaillym, zaś Lucas Digne (21) zmienić w Bixente Lizarazu. Deschamps – Vieira? Proszę, są Sissoko – Pogba. Skrzydła? Griezmann, Thauvin i Lacazette, jeśli trzeba. Podczas Euro 2016 Benzema będzie miał 28 lat, więc linia ataku została już obstawiona. I tylko jednego puzzla brakuje do tej układanki. Wiecznego problemu, zastępcy Zidana.
Ilu już było wymienianych, ilu już było dobieranych, ilu już było przymierzanych – idzie się pogubić. Czas leci, a następcy wciąż brak. Jedyna pustka, która wywołuje smutek w myślach i wyobrażeniach francuskich kibiców przy temacie wielkiego turnieju.
Największy zawód pierwszej kolejki (Lille) kontra największa pozytywna niespodzianka (Caen) – tak przedstawiałem piątkowe starcie na portalu społecznościowym. Teraz dodam kolejne „naj” do tej wyliczanki – największy błąd sędziowski.
Wślizg Appiaha to podręcznikowy przykład karnych, których nie należy gwizdać. Których nie wolno gwizdać. To także podręcznikowy przykład dobrego wślizgu. Niestety, sędzia Sebastien Desiage, nie czytał tego podręcznika. W efekcie jego nazwisko będzie krążyć we flopach (błędach) tej kolejki.
Szkoda, strasznie żal jest mi zespołu Caen, beniaminka, która na beniaminka w tym starciu nie wyglądał. Wymowna był 80 minuta spotkania, kiedy Lille, nota bene trzeci zespół poprzedniego sezonu, prowadząc 1:0 i grając z przewagą jednego zawodnika, bronił się (bronił!) przed osłabionym Caen. Lille szczęśliwe, Caen zdenerwowane. Wynik niezasłużony, wynik wypaczony.
Pierwsza połowa, zakończona bezbramkowym remisem, pokazała ostrość zębów Caen – owszem, to Lille było stroną prowadzącą grę, kontrolującą jej przebieg, jednak każda kontra w wykonaniu beniaminka, a nie było ich dużo, prowokowała umieszczenie futbolówki w siatce. Kante, Raspentino, Feret czy Nangis – raz za razem pokazywali, jak potrafią być niebezpieczni w akcjach jeden na jeden. Zabrakło wsparcia dla nich, zabrakło wykończenia, zabrakło Duhamela. Bohater z zeszłego tygodnia, był całkowicie niewidoczny. Stwierdzenie, że jego twarz mignęła mi na ekranie zaledwie dwukrotnie, nie będzie przesadą.
Lille z drugiej strony, leniwie zabierało się do zdobycia bramki. Rozciąganie akcji, przerzucanie z lewej na prawą stronę, próby prostopadłych piłek – to wszystko wyglądałoby fajnie, gdy było prowadzone o dwa tempa szybciej. Marvin Martin, który wrócił do składu, wziął na siebie ciężar rozgrywania akcji i był kluczową postacią swojej drużyny w tym okresie gry. W przeciwieństwie do Kalou, widać było, że chce zmienić wynik spotkania, że chce objąć prowadzenie. Reprezentant Wybrzeża Kości Słoniowej przeszedł zaś obok meczu beznamiętnie.
Podopieczni Rene Girarda rozegrali dwa spotkania z beniaminkami na początek sezonu, mieli więc stosunkowo przyjemny terminarz, jednak w żadnym z nich nie spisali się dobrze. A przynajmniej na tyle, żeby tak o nich pisać. Po 180 minutach grania pierwsze słowo, które samo narzuca mi się na myśl o stylu gry Lille to „nijak”. Lecz to samo ma się do ich stanu konta – nijak. Dwa mecze, cztery punkty – świetnie. Z taką grą? Bardzo świetnie.
Caen zaś po obiecującym początku (3:0 z Evian) dziś delikatnie zawiodło swoich fanów. Nie chodzi tu o wynik, nikt nie mógł wymuszać na nich zwycięstwa, nie – chodzi o nastawienie. Widać było, że gospodarze wystraszyli się zespołu Lille, od początkowych minut spotkania. Cofnięci, niechętni do żądlenia, z wielkim szacunkiem. Za wielkim. Ostatnie 10 minut pojedynku pokazało, że mogli dużo więcej – z tym Lille mogliby się nawet pokusić o komplet punktów. Tak się jednak nie stało.
Share the post "Nowa generacja Les Blues"
- Google+
PawciOM says
Lille jak zwykle na farcie, zawsze im sie udaje :/
Piotrek says
Trochę szkoda tej decyzji Ribery. Z drugiej strony patrząc jaką młodzieżą dysponuje Francja myślę, że można być spokojnym o 2016 rok. Do tej pory tacy zawodnicy jak Pogba, Thauvin, Lacazette, Griezzman czy inni z pewnością się rozwiną, nabiorą doświadczenia i może to któryś z nich zostanie takim „generałem”. Na obronie postępy zrobią z pewnością Varane, Sakho, Digne, Zouma, Mangala czy nawet Umtiti, który jest naprawdę zdolny i myślę, że wcześniej czy później trafi do kadry. Chyba największym problemem jest w tej chwili atak. Benzema jest wielkim graczem ale w kadrze często zawodzi. Giroud też miewa słabsze okresy. Gameiro i Gignac to chyba trochę za niski poziom, choć obaj mieli niezłe sezony w swoich klubach. A może Wissam Ben Yedder? Dwa poprzednie sezony w Toulouse świetne. Przed tym sezonem błyszczał w sparingach, a w lidze znowu jest skuteczny.