Odpowiedzialność za słowa to ważna kwestia, szczególnie w dzisiejszych czasach, gdy w dobie internetu większość opinii wyrażana jest pod nazwą „anonim”. Łatwo jest rzucić hasło, próbując przewidzieć przyszłość, i gdy to hasło pokryje się z rzeczywistością – napisać: to byłem ja; a gdy wszystko pójdzie innym torem, siedzieć cicho.
Odnoszę wrażenie, że zawodnicy francuskiej Ligue 1 robią mi na złość. Dokonują sabotażu na zapowiedzi sezonu napisanej przeze mnie kilkanaście dni temu. Specjalnie psują to, co w mojej głowie wyglądało na plan idealny.
I dziękuję im za to. Gdyby wszystko miało pójść zgodnie z tym, co sobie założyłem, to przyjemność z oglądania spotkań zostałaby zniżona do przyglądania się współpracy między formacjami (tak to to miało miejsce wczoraj w Paryżu – Gazalec trzynaście klas niżej).
Nawet nie wiem, od czego zacząć – na pierwszych pięciu lokatach miejsca zajmują zespoły, które miały przecież okupować ostatnią piątkę w tabeli (oczywiście, wyjąwszy PSG). A może zwrócić uwagę na fakt, że Montpellier, Rennes, Lille, Marsylia, Bordeaux czy Saint-Etienne, które miały stanowić skład górnej części tabeli, siedzą w cieniu aż dwunastu lepszych drużyn, stanowiąc szarą, ostatnią ósemkę?
Jak to jest, że bramki dla mistrza Francji w spotkaniu z absolutnym pewniakiem do spadku, beniaminkiem i najbiedniejszym zespołem w tabeli zdobywają: środkowy obrońca oraz defensywny pomocnik? Jak to jest, że Kamil Grosicki, nasz jedynak w najwyższej klasie rozgrywkowej we Francji, zdobywa bramkę, o której 3/4 dziennikarzy mówi, że była dośrodkowaniem? O co chodzi Jourdrenowi, który – będąc kapitanem zespołu, facetem z krwi i kości, przykładem dla młodszych oraz mistrzem kraju w 2012 roku – wywraca się po i stęka jak wiadomo-kto po, hmm, w zasadzie nie wiem dlaczego, może wy mi powiecie (klik)? Dlaczego Hamari Traore, obrońca Reims, potrafi to, z czym nie daje sobie rady dziesięciu lepiej opłacanych oraz droższych zawodników Olympique Marsylia – wbiec na pełnej i uderzyć? Czym wytłumaczyć fakt, że drużyna Joe Pesciego Francka Passiego nie zdobyła ani jednej bramki w dwóch spotkaniach, a Troyes ładuje ich trzy w jednym spotkaniu? Jaką zupę podają w Caen oraz Reims, że ich zawodnicy zdobywają komplet punktów, a Bordeaux czy Saint-Etienne kończą ledwie z jednym? Jakie głupoty w przerwie spotkania plecie Claude Puel, że jego zawodnicy najpierw prowadzą, a potem tracą to prowadzenie?
Dużo jest tych pytań i braku odpowiedzi na nie. Największe pytanie – Montpellier. Może to mój zachwyt nad opisanym na papierze tercetem Sanson – Boudebouz – Mounier, gdy w rzeczywistości jeden jest kontuzjowany, a drugi bez formy? Może to moje westchnienie za niespodziewanym mistrzem kraju sprzed czterech sezonów, myślącym nieśmiale o walce w europejskich pucharach?
A co w takim razie począć z Angers, Bastią czy Reims, dla których przewidywałem długą ścieżkę pełną bólu oraz smutków? Czy po dwóch kolejkach da się napisać coś więcej niż utarte przekonanie: mają po prostu szczęście?
Dwie kolejki to zdecydowanie za krótki okres czasu, by wyciągać wnioski i straszyć konsekwencjami np. braku zmiany trenera. Trafnie skomentował to po spotkaniu Christophe Galtier, szkoleniowiec Saint-Etienne:
Jeden punkt w dwóch meczach? Nie ma powodów do zmartwień – przechodzimy przez okres rekonstrukcji zespołu, to może zająć trochę czasu, nawet jeśli tego czasu nie mamy za wiele.
Przypomnijcie sobie dokładnie ten sam dzień rok temu, kiedy po dwóch kolejkach AS Monaco zajmowało przedostatnią lokatę z dorobkiem zero punktów. Jakie cęgi zbierał Leonardo Jardim, który koniec końców przedstawiany jest dziś jako wizjoner lepszego jutra w Monako oraz opiekun najzdolniejszej młodzieży w kraju. Pokora, pokora, pokora – niespodzianki są, ale trzeba przyjmować je z otwartymi ramionami.
Weźmy takie Lille – jeden punkt w dwóch spotkaniach, szesnasta lokata w tabeli. Źle to wygląda, co nie? Ale spójrzmy w szerszym kontekście, podopieczni Herve Renarda mierzyli się z mistrzem oraz wicemistrzem kraju, dwoma największymi zespołami we Francji. I mogę być odosobniony w tym odczuciu, ale uważam, że prezentowało naprawdę dobry futbol. Widać wśród młodych (Boufal, Guillaume, Guirassy, Tallo) dużo swobodę, a wśród doświadczonych (Mavuba, Beauteac, Balmot) pewność siebie. Podoba mi się styl Lille i uważam, że w najbliższych tygodniach będą na fali wznoszącej.
Tego samego nie napiszę niestety o Montpellier – tak, znowu o nich – bowiem dyspozycja w defensywie jest ich wielkim problemem. Złe krycie, podstawowe błędy w ustawianiu się oraz ogólna dezorganizacja. A w kalendarzu na przyszły tydzień zaplanowany jest Paris Saint-Germain. Zero punktów po trzech kolejkach?
Kurcze, nie tak to miało wyglądać.
P.S Drużyna z najmniejszą ilością straconych bramek? Angers – zero. Zawodnik z największą ilością bramek? Floyd Aite – dwie. O co tu chodzi?