Jest taka seria gier komputerowych „Football Manager”, chyba najpopularniejsza i najbardziej poważana wśród menedżerów piłkarskich. Nie grałem za dużo w wersję z ubiegłego roku, ale kilka razy ją odpaliłem i najbardziej mi się rzuciła w oczy jedna sprawa. Za każdym razem po pewnym czasie dostawałem informację, że najwyższa klasa rozgrywkowa w Rosji wyprzedziła w rankingu najlepszych lig swój francuski odpowiednik, co skutkowało oczywiście zmniejszoną liczbą miejsc w Lidze Mistrzów. Za każdym razem. Można powiedzieć, że to tylko gra… ale coś chyba jest na rzeczy. Czy z ligą francuską jest aż tak źle?

Tak źle jak teraz nie było od wielu lat. Wprawdzie nadal mówi się czasem o „pięciu najsilniejszych ligach” czyli w domyśle rozgrywkach w Hiszpanii, Anglii, Niemczech, we Włoszech i we Francji, jednak Portugalia już jakiś czas temu weszła do tego grona spychając Ligue 1 na lokatę szóstą. Przewaga nad następną ligą (na początku ukraińską, teraz od kilku lat rosyjską) była jednak dosyć wyraźna. Aż do roku poprzedniego, kiedy to do rankingu przestał wliczać się wynik z sezonu 2009/2010. Tak, to ten rok kiedy w ćwierćfinale Ligi Mistrzów mierzyły się ekipy z Lyonu i z Bordeaux i po zwycięstwie tej pierwszej mieliśmy w półfinale przedstawiciela Ligue 1. Od tego czasu pułap ½ finału jest dla całej Francji nieosiągalny. O rozgrywkach Ligi Europy nie ma nawet co wspominać, ponieważ w przypadku francuskiego futbolu, te rozgrywki raczej nie są traktowane priorytetowo – JEDEN ćwierćfinał w sezonie 2012/2013 wywalczony przez Lyon, to maksimum tego, na co było stać przedstawicieli tego kraju od początku tych rozgrywek, czyli od sezonu 2009/2010 (wcześniej był to oczywiście Puchar UEFA). W europejskich rozgrywkach nie jest kolorowo. Co zaś dzieje się na krajowym podwórku?

EPA2015-ONE-USE

Obecnie najlepszą ekipą we Francji jest Paris Saint-Germain. Nie podlega to żadnej dyskusji – trzy tytuły mistrzowskie z rzędu, regularne występy w ćwierćfinałach Ligi Mistrzów, w ubiegłym sezonie zdobyli poza mistrzostwem kraju również Puchar Francji i Puchar Ligi, czyli wszystko co było możliwe. Mają świetną kadrę, wielkie nazwiska, ogromne pieniądze, a właściciele wcale nie zamierzają zakręcać kurka z dobrobytem. Są już bardzo wysoko, ale wydaje się, że ich podróż na szczyt w świecie piłki nożnej jeszcze trwa i jak najbardziej może zakończyć się powodzeniem. Gonią Europę, a we Francji zdystansowali inne ekipy. I właśnie czas zadać pytanie – czy aż tak silne PSG to przywilej czy zmora dla Ligue 1? Liga francuska to liga, w której (parafrazując klasyka) 20 ekip gra, a na końcu i tak wygrywa PSG. Patrząc na budżety, deklasują wszystkich już na starcie – dwa razy większy budżet od drugiego w lidze AS Monaco (490 mln euro w stosunku do 250 mln euro, szczegółowe dane tutaj) robi wrażenie. Jednak jeszcze większe wrażenie robi to, że drużyny z miejsc 7-20 mają łącznie mniejszy budżet niż mistrz kraju. Szansa na równą rywalizację z podopiecznymi Blanca, wśród których między innymi dwóch graczy z czwórki Angel Di Maria, Lucas, Edinson Cavani, Ezequiel Lavezzi rozpoczyna mecz na ławce rezerwowych są wysokie jak, nie przymierzając, Valbuena. Sport to jednak sport, niczego nie można być pewnym, jednak kiedy Montpellier sensacyjnie wygrywało ligę cztery lata temu (Yanga-Mbiwa, Bedimo, Belhanda, Giroud, Stambouli, Cabella, to była paczka!) atak PSG stanowili Jeremy Menez, Kevin Gameiro czy Nene. Tercet Edinson Cavani, Zlatan Ibrahimovic, Angel Di Maria robi dużo większe wrażenie. Rodzi się pytanie: kto może z nimi wygrać? Monaco skupiło się bardziej na promowaniu talentów i zarabianiu, niż na realnej walce na polu sportowym. Lyon w tamtym roku trzymał się nadspodziewanie długo lidera, jednak w tym roku mimo kilku wzmocnień widać, że Liga Mistrzów, za którą wszyscy kibice OL zdążyli się już stęsknić, to póki co cel ponad siły. Być może uda się zająć trzecie miejsce w grupie i przedłużyć przygodę z Europą w LE, a wtedy PSG będzie miało w lidze jeszcze łatwiejsze zadanie. O Marsylii, której rozbiór może przypominać Polakom pewne wydarzenia z historii kraju, chyba nikt nie myśli poważnie w kontekście walki o końcowy triumf (a szkoda, bo silne OM to coś, czego ta liga potrzebuje, szkoda patrzeć na taką firmę w dole tabeli). Inne zespoły są za daleko czołówki, żeby chociaż marzyć o podjęciu rękawicy rzuconej przez hegemona z Paryża, chociaż projekty LOSC Lille czy Girondins Bordeaux wyglądały na początku sezonu obiecująco. Tak samo jak ciekawy projekt w Rennes, który od wielu lat nie daje rezultatów na miarę oczekiwań.

Ktokolwiek by nie próbował będzie ciężko, tak samo jak zaistnieć z powrotem w Europie. Z grupy Ligi Mistrzów powinno spokojnie wyjść PSG (Real Madryt, Szachtar i Malmo), o awansie za to zapomnieć może Lyon, chociaż matematyczne szanse jeszcze są (Zenit, Valencia, Gent), więc w 1/8 finału powinien znaleźć się jeden przedstawiciel. W Lidze Europy, w której większość francuskich ekip była bardzo słabo rozstawiona (trzeci koszyk), grupy nie są łatwe. Marsylia losowana z pierwszego koszyka teoretycznie ma najłatwiej i mimo słabej formy wydawało się, że awansować musi (Braga, Slovan Liberec i Groningen), gorzej trafiły AS Saint-Etienne (Dnipro, Lazio, Rosenborg), AS Monaco (Tottenham, Anderlecht, Karabach) i Girondins Bordeaux (Rubin Kazań, Liverpool i Sion). Na ten moment dwie ekipy zajmują w swoich grupach drugie miejsca – ASSE i Monaco, a pozostałe są na lokacie numer trzy (Bordeaux i Marsylia). Równie dobrze Francja może mieć czterech przedstawicieli w dalszej fazie, nikogo jednak nie zdziwi jak awansuje na przykład tylko jeden z nich. Czy jest więc szansa na odbudowę francuskiej piłki na polu międzynarodowym? Czy już w tym roku możemy liczyć na wyraźną poprawę i emocje, które trwają do samego końca rozgrywek, zarówno tych krajowych jak i europejskich? Na odpowiedzi będzie trzeba poczekać. Mam nadzieję, że za kilka miesięcy będę mógł odnieść się do obu pytań i odpowiedzieć na nie twierdząco.