Pierwszy wpis tego roku na blogu nie będzie tematyczny. Nie będzie opisywał konkretnego zdarzenia czy konkretnej drużyny. Będzie o.. wszystkim. Dużo się bowiem działo od początku stycznia, a każde z tych małych sytuacji prowokuje do kilku myśli, którymi się dziś z wami podzielę.
Zacznijmy od.. Afryki. Od kilku dni bowiem czytam i analizuję wypowiedzi trenerów z klubów Ligue 1, którzy minimalizują i zaniżają straty, jakimi będą wyjazdy zawodników na tegoroczny Puchar Narodów Afryki, odbywający się w Gwinei Równikowej (początkowo miało to być Maroko, jednak jak wiemy, przez zagrożenie wirusem Ebola, pomysł odrzucono). 17 styczeń – 8 luty: okres, w którym blisko 60 zawodników Ligue 1 opuści własne kluby i wybierze się w podróż do środkowej części Afryki. I czytam: Sagnol owszem, mówi, że szkoda, jednak nic wielkiego się nie dzieje; Galtier spokojnie zapewnia o godnych zastępcach, zaś w Bastii zdziwieni, że dziennikarza w ogóle o to pytają. Hola hola..
Abdennour, Yatabare, Khazri, Mongongu, Ayew (jeden i drugi), Idrissa Gueye, Tiene, Maiga, Bedimo, Pogba czy Oniangue – to nie są anonimowe nazwiska. To nie są rezerwowi, którzy nie mają większego wpływu na swój zespół. To nie są wreszcie zawodnicy, których zastąpienie przyjdzie z łatwością.
Puchar Afryki to zawsze był kłopot i powód do wyrywania sobie włosów z głowy dla trenerów w całej Europie. Ile to razy czytałem opinie zdenerwowanego Mourinho, który gorączkował się z powodu osłabień swojego zespołu brakiem 2-3 ważnych graczy. W dodatku, Puchar Afryki przychodzi w bardzo ważnym, wręcz kluczowym okresie dla większości lig – na początku roku, gdy wciśnięcie pedała gazu jest wręcz wymagane, by móc odjechać swoim rywalom (lub ich dogonić). Przełom stycznia-lutego to dla kilku zespołów okres, w którym ostatecznie odpuszczają walkę o mistrzostwo lub puchary, widząc brak szans na ich zgarnięcie.
Bordeaux, Metz, Lyon – każdy z tych zespołów traci równo pięciu zawodników z szerokiego składu. Lorient, Lille, Marsylia, Bastia oraz Reims – każdy z tych zespołów traci po dwóch ważnych (!) zawodników z podstawowego składu.
Uśmiech w trudnych chwila, czyli dobra mina do złej gry, często daje dużo. Często odwraca uwagę od słabej rzeczywistości. I to właśnie starają się robić trenerzy klubów Ligue 1. (Pełna lista zawodników wyjeżdżających na Puchar Narodów Afryki dostępna tutaj Puchar Narodów Afryki 2015.
Drugi temat, który zawładnął nagłówkami francuskich gazet w ostatnich dniach są transfery Loica Perrin oraz Divocka Origi. A w zasadzie wypadałoby napisać, potencjalne transfery. O co chodzi? Środkowy obrońca Saint-Etienne, zespołu, który stracił do tej pory najmniej bramek ze wszystkich drużyn Ligue 1, znalazł się na celowniku Arsenalu Londyn. I nie, nie chodzi tutaj o pobieżne badanie gracza – sprawa jest poważna. Arsenal wysłał już zapytanie do siedziby klubu z Saint-Etienne, a także porozumiał się z samym zawodnikiem. Francuz jest przekonany – chciałby odejść. Nie powiedział tego wprost, ale da się to wyczytać między wierszami. Trener, Christophe Galtier, nie będzie trzymał Perrina na siłę: „Nie powiem, że drzwi są otwarte i zawodnik jest do wzięcia, jednak jeśli na stole pojawi się interesująca oferta, z pewnością ją rozważymy i zapytamy Loica, co o niej sądzi..”
Moje wrażenia? Brawo. Brawo – dla Perrina za odwagę (całe życie w jednym klubie) – i wreszcie, brawo dla Arsenalu. „Generał” może się okazać przełomowym wzmocnieniem dziurawej defensywy. Twardy jak skała, opanowany, nie popełniający głupich błędów, od trzech sezonów stale utrzymujący minimum dobry, by nie napisać bardzo wysoki poziom. Najlepszy środkowy obrońca zeszłego sezonu, jeden z najlepszych obecnego. Perrin to już ikona klubu z Saint-Etienne. Od 2003 roku, kiedy to rozegrał swój pierwszy mecz w barwach Zielonych, jeszcze za czasów Ligue 2, był czołową postacią klubu. Jeśli odejdzie, będzie to wielka strata dla Ligue 1. Jeśli odejdzie, będzie to wielki plus dla Premierleague, dla Arsenalu.
Ten transfer po prostu nie może nie wypalić.
I wreszcie, Divock Origi. Kozioł ofiarny słabo spisującego się w tym sezonie Lille. Belg, będący na wypożyczeniu z angielskiego Liverpoolu, w ciągu rundy jesiennej odpalił zaledwie czterokrotnie (ostatni raz w listopadzie!). Nie muszę dodawać, jak skromny jest to wynik. O dziwo, działacze Liverpoolu są wielce zdeterminowani, by młodego napastnika ściągnąć do siebie. Tak mocno zdecydowani, że złożyli nawet w ofertę w wysokości trzech milionów euro, by go przedwcześnie ściągnąć. Ofertę, dodajmy, odrzuconą. Dziś zaatakowali ponownie – 6 milionów euro i Origi wraca do nas!
Ekhm, 6 milionów euro za własnego zawodnika, by wrócił do klubu o pół roku wcześniej? Mówimy o Messim, czy młodym chłopaku bez doświadczenia z czterema bramkami na koncie? Coś mi tutaj nie gra.. Liverpool, w przeciwieństwie do Arsenalu, działa w sposób, którego nie jestem w stanie zrozumieć.
Prawdą jest, że Origi sam myśli o szybszym powrocie. Prawdą jest, że na Belgu ciąży wielka presja – to on ma zdobywać bramki i to on ma pomóc klubowi piąć się wzwyż. Prawdą jest też, że do niego jest najwięcej pretensji i otoczenie, w którym się obecnie znajduje i napięcie, które jest wyczuwalne, nie sprzyja rozwojowi młodego gracza. Ale dlaczego Liverpool działa tak niezrozumiale? 6 mln euro – Lille, bierz to! Kwota w pełni wystarczalna, by zgarnąć mniej znanego, za to równie bramkostrzelnego zawodnika. Brać i się nie zastanawiać!
Na koniec, aczkolwiek z pewnością nie najmniej ważne, donosy z obozu Paris Saint-Germain. Wiadomość dla fanów Chelsea – cieszcie się, radujcie się, oto bowiem w szatni PSG jest smród, który nie przystoi światowej klasy zespołom. Thiago Motta otwarcie przyznaje, że pragnie odejść z klubu. Ezequiel Lavezzi oraz Edinson Cavani przyjeżdżają na zimowe zgrupowanie spóźnieni o parę dni, dostając w zamian karę finansową oraz „obietnicę” braku występów w najbliższych dwóch spotkaniach. Cyrk na kółkach.
Śmieszna jest przede wszystkim sytuacja z Włochem, Thiago Mottą. Środkowy pomocnik to jedna z kluczowych postaci w taktyce trenera Laurenta Blanca. Mózg, kierujący operacjami z tyłu, dający swobodę działania narwanym i biegającym po całym boisku Blaise Matuidi oraz Marco Verratti. I wszystko było w porządku, do czasu feralnego artykułu L’Equipe, wymieniającego nazwisko Motty jako jeden z „flopów”, czytaj rozczarowań, rundy jesiennej. OK, mają prawo do własnego zdania, jakkolwiek niezrozumiałe by ono nie było. Sęk w tym, że Włoch poczuł się bardzo dotknięty tym artykułem, a jeszcze bardziej brakiem reakcji działaczy francuskiego kluby, by ten artykuł sprostować. Efekt? Foch i prośba o odejście. Jak małe dziecko.
Nie chcę zaczynać tematów, czy siłowe trzymanie Motty w drużynie jest w dłuższej perspektywie opłacalne. Pozostawiam to wam i reszcie. Jedyne, co chodzi mi po głowie, to zbliżający się dwumecz z Chelsea. Zaryzykuję stwierdzenie, że utrzymanie Motty w zespole PSG jest bardzo blisko związane z kwestią pozostania Laurenta Blanca na stanowisku trenera tego zespołu. Jeśli klub ze stolicy Francji nie pokona londyńczyków, spodziewam się, że prezes paryżan zwolni trenera, będąc niezadowolonym z osiąganych celów – wszyscy wiemy, że LM jest jego oczkiem w głowie. Myślę też, że bez Thiago Motty pokonanie Chelsea jest niemożliwe. A na pewno w obecnym czasie (mowa o dwóch-trzech miesiącach). Jest zbyt ważnym członkiem klubu, by szybko znaleźć za niego odpowiedniego zastępce. Cabaye? Nie w obecnej formie.
P.S Olympique Marsylia odpada z Pucharu Francji po porażce z Grenoble. Kto by się spodziewał?
Share the post "Puchar Narodów Afryki, a okienko transferowe"
- Google+
Dodaj komentarz