Widzieliśmy to wiele razy – do jednego z europejskich klubów przychodzi bogaty sponsor, pompujący setki milionów euro i starający się zbudować potęgę, która zdobędzie wszystkie trofea, jakie są do zdobycia. Chelsea. Malaga. Manchester City. Anży Machaczkała. PSG. Nawet nasza lokalna Lechia Gdańsk, w mniejszej skali. Schemat pozostaje ten sam – pieniędzmi budujemy sukcesy. A PSG pokazuje, jak robić to z głową.
Zwróciliście uwagę na różnice w działach Manchesteru City, a Paris Saint-Germain? Wiadomo, że każde podwórko rządzi się własnymi prawami i nie można przełożyć skali podejmowanych decyzji z francuskiego podwórka na angielskie, którego specyfika jest odmienna. Faktem jest jednak, że od momentu wejścia bogatego właściciela do City klub ten nie może pochwalić się absolutnie żadnym sukcesem na skali europejskiej, a przecież taki był cel główny. Al-Khelaifi, prezydent PSG, określił się jasno – najpierw chcemy zdominować ligę francuską i dopiero później zaczniemy podbijać kontynent. Spokojnie, zgodnie z planem, wszystko w swoim czasie. W City? Kupujmy, kupujmy i wygrywajmy – przecież mamy dobrych zawodników!
To nie do końca tak działa. Oprócz nazwisk, liczy się chemia w zespole i utrzymanie pewnego balansu. Równowagi, pomiędzy gwiazdami, a robotnikami, jak to zwykło się mówić o zawodnikach bez statusu gwiazdy. Balansu pomiędzy atakiem, a obroną – nikt nie chce strategii Zidanes y Pavones z czasów Galaktycznych z Madrytu. Nad każdym projektem musi czuwać dowódca. Lider. Osoba z charyzmą, która wie, jak smakuje sukces. Nie chcemy żółtodziobów i osób z przypadku.
Dlatego Paris Saint-Germain, zanim rzuciło się na grube ryby na wolnym rynku transferowym, skierowało swoje spojrzenie w doświadczonego trenera oraz w wizjonera, mającego za zadanie prowadzić umiejętnie działania klubu w czasie długoterminowym. Nie myśląc w kategorii sezon, może dwa, lecz długofalowo – pięć lat w przód. Stąd na starcie projektu pojawili się Carlo Ancelotti oraz Leonado – dyrektor sportowy klubu, twórca potęgi, która obecnie zjada wszystkich rywali we Francji.
Zauważcie także mądrość w kupowaniu zawodników na każdą z pozycji. Nie próbowano brać każdego – każdego, kto jest na rynku. Nie. Leonardo w porozumieniu z zarządem i sztabem trenerskim koncentrowali się na zawodnikach najlepszych z dostępnych. Najlepszych z możliwych do ściągnięcia. I w dodatku, żeby nie robić plejady gwiazd i prowokować kłótnie wewnątrz drużyny, oparto się na bardzo ważnym czynniku – przyjaźni.
Bang! Dlaczego tak mało osób o tym mówiło i pisało? Dlaczego nigdy nie przeczytaliście o mądrości w poczynaniach Paris Saint-Germain właśnie ze względu na wybory personalne? Wiecie o czym piszę? O kupowaniu w dwójkach. O duetach. O powiązaniach. O zrozumieniu. Zauważcie, że klub z Paryża potrzebował solidnego defensora. A kto mógł być lepszym kandydatem od Thiago Silvy, uchodzącego za jednego z najwybitniejszych środkowych obrońców? Jednak jaki cel miał Brazylijczyk, by przenosić się na peryferia (wtedy PSG to były jeszcze peryferia wielkiego futbolu) z wielkiej firmy, jaką był Milan? Potrzebował impulsu. Potrzebował argumenty. I tym argumentem był Carlo Ancelotti, jego mentor, jego zaufany doradca i człowiek, który stworzył z niego gwiazdę. Mamy jedno wiązanie.
Wiązanie numer dwa – napastnik. Skoro wiemy, że AC Milan potrzebuje pieniędzy, a Ibrahimovic potrzebuje wyzwań, to wkraczamy w tą lukę z prostym przesłaniem: chodź do nas, damy duże pieniądze i gwarant sukcesów. A żebyś czuł się jak u siebie w domu, sprowadzimy twojego najlepszego przyjaciela – Maxwella. Czy Al-Khelaifi, kreując w myślach swoją wymarzoną jedenastkę, mógł znaleźć miejsce dla tego zawodnika? Strzelam, że absolutnie nie było takiej opcji. Zapewne jego wymarzona jedenastka nie pozwalałaby Maxwellowi dostać się nawet na ławkę rezerwowych. Marzył jednak o Ibrahimovicu. A Maxwell był zachętą. Był haczykiem. I kartą w negocjacjach do przekonania Szweda o słuszności wyboru.
Wiązanie numer trzy – Ezequiel Lavezzi oraz Edinson Cavani. Duet zbyt oczywisty, by skupić się nad nim dłużej niż w dwóch zdaniach. Obaj robili fantastyczną robotę w Neapolu, gdzie osiągnęli sukcesy, jakich dawno w tym mieście nie widziano. Jeden wykańczał podania drugiego, drugi zgarniał coraz więcej pochwał dzięki bramkom pierwszego. Synergia pomiędzy nimi była tak mocna, że chcąc ściągnąć większego z nich (Cavani to format znacznie większy od Lavezziego), należało najpierw przekonać mniejszego. A nóż ten większy później zechce połączyć na nowo więzi?
Wiązanie numer cztery – uczeń i mistrz. Al-Khelaifi chciał Carlo Ancelottiego. Carlo Ancelotti chciał Thiago Mottę. Thiago Motto mocno wychwalał umiejętności Marco Verrattiego. Włoska rodzina powiększyła się w całkiem przyjaznej atmosferze.
Wiązanie numer pięć – Thiago Silva dostaje coraz to więcej ofert z największych europejskich klubów i poważnie zastanawia się nad przyjęciem jednej z nich.
„No przecież jest to niedopuszczalne! Stracić najważniejszego obrońcę, podczas gdy projekt dopiero nabiera rumieńców? Ja na to nie pozwolę! – mógł pomyśleć Al-Khelaifi. Czego chcesz? Podwyżki? Proszę! Jeszcze jednej? Proszę! Dalej jesteś smutny? Dlaczego? Aha, brakuje ci twoje przyjaciela? Mówisz o Davidzie Luzie, tym obrońcy-pomocniku-chaotycznym kędzierzawym z Chelsea? Ale ty mówisz serio, naprawdę chcesz grać obok niego? Skoro tak, to go ściągniemy. Dla ciebie. I wyjdziemy na bufonów.”
Pamiętacie niedowierzenia w prasie, gdy transfer doszedł do skutku? Pamiętacie uśmiech Mourinho, gdy wreszcie pozbył się Luiza? Pamiętacie memy na internetowych forach o kwocie, jaką zapłacono za Brazylijczyka, robiąc z niego najdroższego obrońcę w historii futbolu? Ilu z was wierzy, że decyzja ta została podjęta przez umiejętności, jakie ten zawodnik posiada? Naprawdę w to wierzycie? To była tylko i wyłącznie prośba Thiago Silvy – o posiadanie za partnera swojego przyjaciela z kadry, z którym świetnie się porozumiewa. A wtedy on zostanie i pomoże zdobywać sukcesy.
Naprawdę, w poczynaniach mistrza Francji znajdziemy dużo sensownych ruchów, jeśli tylko im się z bliska przyjrzymy. Tutaj nie było miejsca na improwizację czy działanie po omacku. Ten jest sławy, to go bierzemy! – tak działania w innych miejscach, nie w Paryżu. I dlatego interesująco zapowiada się letni okres transferowy, wiedząc, że z klubu najprawdopodobniej odejdzie Zlatan Ibrahimovic:
Na dzień dzisiejszy nie mam zamiaru grać w PSG w następnym sezonie.
Ałała. Są to słowa wypowiedziane przez Szweda we wczorajszym wywiadzie z francuską prasą. Ciekawe, na kogo teraz postawią działacze Paris Saint-Germain. Potrzebują przecież symbolu swojego projektu. Symbolu wyraźnego. Ani Cavani, ani Di Maria się na to nie nadają. To musi być zawodnik z charyzmą.
Pogba – szepnąłem cicho, i zakończyłem pisanie.