Tegoroczne letnie okno transferowe upływa w Ligue 1 pod znakiem powrotów: tych wielkich i tych mniej spektakularnych, można by rzec: z podkulonym ogonem. Mathieu Valbuena i Mapou Yanga-Mbiwa w Lyonie, Benjamin Stambouli w PSG, Rémy Cabella w Marsylii – wszystko to wygląda jak wyjęte z piłkarskiej gry wideo po serii machinacji znudzonego składami 10-latka. Największy rozmach pokazali Les Gones, ale może się okazać, że to L’OM wyciągnęła z tego trendu najwięcej.

Gdyby w ocenie jakości transferu brać pod uwagę tylko CV i doświadczenie piłkarza, trzeba by powiedzieć, że wypożyczenie wspomnianego Cabelli to zaledwie niewinny dodatek do dwóch nazwisk, które docelowo mają stworzyć nowe serce pomocy Marsylczyków. Lassanę Diarrę i Abou Diaby’ego łączy całkiem sporo: karta na ręku, podobny wiek, przeszłość w Arsenalu (choć dla jednego pobyt w Londynie był epizodem, a drugi spędził tam większość swej kariery), a nawet pierwsze piłkarskie kroki w tym samym klubie – paryskim Red Star 93. Naprawdę kluczowe jest jednak inne podobieństwo: w sezonie 2014/15 obaj panowie zaliczyli łącznie zero ligowych występów. Oto przetrzebioną wielką wyprzedażą kadrę Marsylii mają odbudować zawodnicy, którzy przez ostatni rok nie grali w piłkę.

Przyczyny rozbratu obu pomocników z futbolem są oczywiście zupełnie różne – i z odmiennych powodów upatrywanie w nich konkretnych wzmocnień zespołu jest dosyć ryzykowne. Diarra przez ostatni rok zwyczajnie odpoczywał na bezrobociu. Bezrobociu przymusowym, dodajmy. Po odejściu z Realu Madryt Lass nieźle radził sobie w rosyjskiej Premier Lidze w barwach Anży, a następnie Lokomotiwu Moskwa. W końcu jednak dał o sobie znać jego trudny charakter – na początku 2014 roku piłkarz pokłócił się z trenerem stołecznego klubu, Leonidem Kuczukiem. Stracił miejsce w drużynie – od pierwszej minuty zagrał tylko w 2 z 9 ostatnich spotkań sezonu – a latem, przed startem nowych rozgrywek, pogorszył swoją sytuację nie stawiając się na treningu. Wówczas klub zdecydował się zerwać z nim kontrakt, ale sprawa nie została formalnie rozstrzygnięta – w trakcie zeszłego sezonu Lokomotiw dwukrotnie udaremnił Diarrze znalezienie nowego pracodawcy, uniemożliwiając QPR i Celtikowi rejestrację Francuza i utrzymując, że ten wciąż jest ich zawodnikiem. Nieporozumienie zostało wyjaśnione dopiero tego lata.

Diaby42

42 kontuzje Diaby’ego w Arsenalu na jednej grafice

Problem Abou Diaby’ego jest znany chyba każdemu – kontuzje. Dla niego ostatni sezon był taki jak poprzedni. I poprzedni. I poprzedni. Kiedyś mimo podążających za nim jak cień od czasu bestialskiego faulu Dana Smitha kłopotów ze zdrowiem potrafił zdobyć się na 15-25 występów w roku. W końcu jednak nadwyrężony organizm wychowanka Auxerre skapitulował zupełnie – od kwietnia 2011 Diaby zagrał w 23 meczach, przy czym spędził na boisku zaledwie 1300 minut, a więc równowartość zaledwie 14 spotkań. Jak wyliczyła angielska prasa, w trakcie swojego 9-letniego pobytu w Arsenalu Abou spędził poza składem 222 tygodnie. W końcu doszło do tego, że menedżer Kanonierów, Arsene Wenger, omawiając na konferencjach stan zdrowia piłkarzy zupełnie pomijał absencję Diaby’ego, przyjmując ją za oczywistość. Jakże zabawnie brzmią w zestawieniu z faktami medialne doniesienia o tym, że Marsylia jest świadoma problemów Abou i oczekuje od niego „około 20 meczów w sezonie”. W rzeczywistości połowa tego będzie dla 29-latka sukcesem.

Jak wiele Marsylia ryzykuje stawiając na Diaby’ego zależy w zasadzie wyłącznie od tego, jak mocno klub liczy na jego zdrowie i w jakim stopniu bierze go pod uwagę przy budowie składu. Jeśli rosły pomocnik ma stanowić tylko uzupełnienie składu, którego pełna gotowość do gry będzie raczej miłą niespodzianką i wartością dodaną, to biorąc pod uwagę kształt kontraktu piłkarza – wynagrodzenie w pełni uzależnione od występów – ryzyko jest znikome. Jeśli jednak dyrekcja i trener L’OM widzą w Abou jedną z podstawowych opcji w środku pola, ta historia może nie skończyć się dobrze. Na razie kształt kadry wskazuje raczej na pierwszy wariant, ale wciąż spekuluje się o sprzedaży będącego na dzień dzisiejszy pierwszym wyborem Michela w środku pola Mario Leminy. Gdyby doszła do skutku, OM pod nieobecność Diaby’ego dysponowałaby zaledwie trzema środkowymi pomocnikami.

Lassana Diarra był do zeszłego tygodnia niewiele mniejszą niewiadomą. Był, ale mecz z Troyes, w którym 30-letni Francuz zadebiutował nie tylko w barwach Marsylii, ale w Ligue 1 w ogóle, natychmiast zagwarantował mu status nowego ulubieńca trybun. 64 minuty, 40 podań ze stuprocentową skutecznością, 3 odbiory, a do tego przepiękna bramka. W godzinnym skrócie Lass zademonstrował wszystko, co na przestrzeni sezonu może dać zespołowi. Wszystko, a nawet więcej, bo były gracz Chelsea nie zwykł raczej zdobywać goli (to było jego szóste trafienie w karierze) i na powtórkę fani z Velodrome zapewne będą zmuszeni trochę poczekać. Zagadką pozostaje tylko charakter piłkarza – jeśli w pewnym momencie zwyczajnie mu się nie odechce, albo nie zniechęci go trener (a tego wykluczyć nie można; wszak niepochlebnych opinii byłych podopiecznych o Michelu nie brakuje), to darmowy transfer pomocnika może się okazać strzałem w dziesiątkę.

Także Diaby może się jeszcze mimo wszystko okazać sporym wzmocnieniem. Kombinacja solidnego przygotowania – piłkarz od dłuższego czasu pozostaje zdrowy i w spokoju pracuje nad kondycją – oraz przenosin do wolniejszej, nieco mniej agresywnej ligi może sprawić, że Abou zdoła jednak się odbudować i wejść w rytm meczowy. Wówczas mógłby z marszu stać się kluczowym zawodnikiem OM. Nie ma przypadku w tym, że zanim na dobre przepadł w lekarskich gabinetach, Laurent Blanc i Didier Deschamps wskazywali go jako jedno z pierwszych nazwisk w swoich jedenastkach, a pracujący z nim koledzy-piłkarze rozpływali się nad prezentowanymi na treningach umiejętnościami. Gdyby zdołał odzyskać pełną sprawność, jego znakomite panowanie nad piłką, ponadprzeciętny drybling i wynikła z tego przebojowość kazałyby upatrywać w nim idealnego kandydata do zastąpienia sprzedanego do Porto Gianneliego Imbuli. Snucie podobnych wizji zakrawa chyba jednak na hurraoptymizm, który zwłaszcza w tej sytuacji jest wysoce niewskazany. Doświadczenie każe podejść do sprawy z ostrożnością – w tym momencie trzeba się raczej zastanawiać, czy Diaby zdoła zadebiutować w nowym klubie jeszcze w tym roku kalendarzowym, nie zaś – czy uda mu się zastąpić jedną z gwiazd ubiegłego sezonu.

Na dzień dzisiejszy zupełnie nie wiadomo jeszcze, jak rozpatrywać oba te ruchy Marsylii. Rozpaczliwe działania pozbawionego środków klubu, który dla poszerzenia kadry gotów był przygarnąć na pokład każdą chętną parę nóg, czy chytre i przemyślane posunięcie, prowadzące do zmontowania czołowego duetu pomocników Ligue 1? A może po prostu skok na „nazwiska” mający na celu uspokojenie rozdrażnionych wyprzedażą fanów? Debiut Diarry mógł zadziałać na wyobraźnię, ale do okrzyknięcia Olympique’u królem letniego polowania jeszcze daleka droga.