Wiecie, z każdym dniem przybliżamy się do momentu, w którym dla większości z nas – a na pewno dla mnie – telewizor będzie już tylko częścią domowego wystroju, nieużywanym dodatkiem w salonie, nie zaś sprzętem codziennego użytku. Im bliżej końca rozgrywek sportowych, tj. ligi francuskiej, ligi angielskiej czy polskiej, tym więcej czerpię emocji z mojego niezawodnego Sony zdając sobie sprawę o jego terminie wygaśnięcia. Meta tuż tuż, a ja, oprócz wygłodniałego wzroku na finalnych zwycięzców, zaczynam wodzić oczami po bokach, podziwiając tło wydarzeń. Dziś natomiast zacząłem zerkać wstecz patrząc na to, co minęliśmy po drodze tego wyścigu. I zacząłem się śmiać. Głośno. I najlepsze, że zacząłem się śmiać sam z siebie.
Pamiętacie jeszcze mój zryw zuchwałości i moją niezmywalną pewność siebie o stworzeniu „Skarbu Kibica Ligue 1 2014/15”? Jeśli nie, polecam cofnąć się w czasie i kliknąć TUTAJ. Jeśli tak, dołączcie do reszty śmiałków i zacznijcie wytykać na mnie palcem mówiąc: co on pisał?! Sam tak dziś robię, przed lustrem. I tak, jest to śmiech wariata, który zdał sobie sprawę o zawodności swoich wyliczeń.
Zanim zacznę wyliczać największe grzechy i omyłki oraz nieskromnie wychwalać udane strzały, polecam Wam, tak, każdemu z Was, przed rozpoczęciem sezonu robić dokładnie to samo, co zrobiłem pewnego sierpniowego poranka – otóż polecam wam wypisać własne oczekiwania, własne przeczucia, własne myśli względem ulubionej ligi oraz drużyn. Mogę teraz polecieć jak niejeden ksiądz na ambonie, ale.. słuchajcie mnie moje owieczki. Każdy z nas Dobra, niech będzie, większość z nas to dumni indywidualiście z wielkim ego i jeszcze większą wiedzą, jeśli chodzi o piłkę nożną. Nie znam się? Sam się nie znasz! – to znany argument większości dyskusji piłkarskich. Wiemy, że wiemy więcej niż reszta wie, a oni nie wiedzą, że my to wiemy. Co tydzień płyniemy z nurtem dając się ponieść medialnej chłoście (na Brandao, na Cavaniego, na Gourcuffa, na Thauvina etc.), brnąc w swoich opiniach od lewej do prawej. Jednego dnia czytamy o tytule dla BVB, drugiego, budząc się czarną kawą, upewniamy się w przekonaniu, że oni w tym sezonie spadną. I tak każdego dnia, w zależności jakie nagłówki na nas krzyczą. Antidotum? Zapiszcie w notesie/kartce papieru/komputerze/telefonie listę własnych przepuszczeń względem zbliżającego się sezonu. Dowiecie się wtedy naprawdę, jacy z was specjaliści.
Amen. Wracamy do meritum. Czas się wyspowiadać.
Znam się na lidze francuskiej? Myślę, że tak. Znam się na piłce? Ba, połamałem na niej ręce (dosłownie)! Dlaczego więc tak często myliłem się w swojej zapowiedzi tego sezonu? Jak mogłem umiejscowić Tuluzę na dziewiątym miejscu, a zwątpić w Montpellier po odejściu Cabelli i skazać ich na 13 pozycję? Co kierowało moim instynktem kiedy pisałem, że Sagnol może okazać się złym wyborem i ubarwić Bordeaux w kolory szarości i przeciętności? Ten pan spija dziś szampan zwycięzców, ja natomiast już przed pierwszą lekcją postawiłem go do kąta. A Carasso, Malouda czy Lejeune musieli mi chyba wlać czegoś do drinka, że uwierzyłem w ich piłkarskie umiejętności i umiejscowiłem ich w środku stawki.
Znalazły się też mniejsze błędne osądy, jak zaniżenie jakości Nantes czy Reims. Znalazły się kompletnie nietrafione zdania jak to, że Brandao stworzy z Cisse niezwykle groźny duet (ha ha h.. a), a słaba dyspozycja Guingamp w LE spowoduje zmęczenie oraz kiepską atmosferę w szatni (co?).
Są jednak przewidywania, nazwijmy je złotymi, które sprawiły, że szyderczy śmiech zastępuje na kilka sekund uśmiech małego chłopca – chłopca, który z wywieszonym jęzorem na dolnej wardze krzyczy: a nie mówiłem? A nie mówiłem, że Lille zaliczy zjazd w porównaniu do zeszłego sezonu? A nie uprzedzałem, że Evian tym razem nie uniknie spadku? A nie wspominałem, że Lorient żegnając Gourcuffa seniora przysporzy sobie wielu problemów? No powiedzcie mi, czy nie miałem racji pisząc o Montanierze, że zrobi z Rennes drużynę-zagadkę, zdolną do wszystkiego i niczego?
Primo – idealnie trafiłem pierwszych pięć zespołów. OK, zostawmy w spokoju kolejność, to szczegóły.. Pięć na pięć – to musi cieszyć. Secundo – niemal perfekcyjnie zgadłem nazwy spadkowiczów, z celnością 2 na 3 trafne. Zbyt zaufałem Metz, nie chcąc wierzyć w Reims.* (stan na 14.05.2015)
Tak kształtowała się tabela w mojej zapowiedzi:
- Paris Saint-Germain (+)
- Olympique Marsylia
- AS Monaco (+)
- Olympique Lyon
- Saint-Etienne (+)
- Lille
- Rennes
- Nicea
- Tuluza
- Bordeaux
- Bastia
- Metz (!)
- Montpellier
- Guingamp
- Caen
- Nantes
- Lorient
- Reims
- Lens
- Evian
Szydera, co nie? Zasłużyłem. Aha, nie pytajcie mnie o mojej przypuszczenia u bukmachera. Jak widzicie, szkoda czasu.