List do Daniela Wassa

daniel wassSzanowny Panie Wass,

długo zastanawiałem się, w jakiej formie i jakim wstępem rozpocząć list, tak, aby nie popełnić faux pas działaczy Legii Warszawa, ośmieszonej swą próbą sprzedaży zawodnika (nie wiem, czy Pan słyszał). Mam nadzieję, że nie przestraszy Pana bezpośredniość tego listu i  doczyta do końca, gdyż wierzę, że może on dać Panu wiele do myślenia.

Kim jestem? Zwykłym-niezwykłym kibicem miłośnikiem Ligue 1, a przede wszystkim, co wyjaśnia powody tego listu, wielkim fanem Pana umiejętności. Długo zwlekałem z przelaniem na papier myśli, jakie kiełkują w mojej głowie od wielu miesięcy. Wielokrotnie podchodziłem, skreślając za każdym razem każde słowo, zawstydzony swą śmiałością. Dziś poczułem, że muszę. Dziś, po raz enty oglądając Pana bramkę w spotkaniu z Bastią, postanowiłem, że wreszcie to wyślę.

Jest Pan wielkim piłkarzem. Umiejętności, jaki Pan posiada i jakimi raduje Pan kibiców zasiadających na trybunach, są niezwykłe. Pasja, determinacja, nieustępliwość – wszystko się zgadza. Technika, przegląd pola, kreatywność – obecne. Kłopot z Pana zaletami jest taki, że jest ich zbyt wiele, by móc wszystkie wymienić, nie popadając w sztucznie brzmiący zachwyt. Jest Pan, doprawdy, jednym z diamentów francuskiej ligi i czynnikiem, dla którego co weekend spędzam 90 minut, śledząc każdy krok, każde zagranie, każdy strzał.

Tym bardziej smucą mnie i wprawiają w zadumę Pana ograniczenia. Przepraszam, ograniczenie. Ograniczenie, które trzyma Pana w miejscu, gdzie Pan wyraźnie nie pasuje. W miejscu, które jak kotwica pomaga Panu utrzymać stabilność i pewny grunt, a zarazem nie pozwala rozstawić żagli i wypłynąć w świat. Tym miejsce jest oczywiście Evian. A w zasadzie, będąc dokładnym,  Thonon-les-Bains.

Wiem, że jest tu Panu dobrze. Wiem, oglądając reportaże i czytając wywiady, że jest to klub, który bardzo pomógł Panu rozwinąć się jako piłkarz i wykształcić każdy aspekt z piłkarskiego rzemiosła, które stały się teraz Pana znakiem rozpoznawczym. Wiem też, że w każdym z wcześniejszych klubów kariera nie układała się tak, jak Pan sobie wyobrażał, a na zaufanie ciężko było tam zapracować. Rozumiem to wszystko. Rozumiem tą wdzięczność, jaką musi Pan czuć względem francuskiego klubu. Jestem w stanie zrozumieć każdy z powodów, dla których jest Panu ciężko upuścić to miejsce.

Jednak kiedyś trzeba powiedzieć dość. Kiedyś trzeba trzeźwo spojrzeć na rzeczywistość, a następnie na perspektywy, jakie ta rzeczywistość może przynieść. Jeśli są one znaczącą mniejsze w tym miejscu, niż w innym, to znak, że czas na zmiany. I myślę jestem wręcz przekonany, że na Pana ten czas nadszedł.

Niech Pan, czytając ten list, wróci się pamiecią do jednego z treningów w tym tygodniu. Niech Pan w tych myślach zatrzyma się na chwilę i postara się przypomnieć twarze, jakie Pana otaczają. Pomogę – z lewej stoi Kassim Abdallah, Francuz o komorskich korzeniach (Komoryjczyk o francuskich (?)), który stanowi ostoję defensywy Pańskiej drużyny; tuż przed Panem, czekając na podanie, znajduje się Djakaridja Kone, czyli, pozwalając sobie zacytować wikipedię, jest piłkarzem burkińskim pochodzenia iworyjskiego, grającym pierwsze skrzypce na pozycji defensywnego pomocnika; natomiast z prawej idealnie w tempo wybiega Clarck Nsikulu, drugi, oczywiście po Panu, najlepszy strzelec Evian TG. Dlaczego o nich wspominam? By znaleźć wspólną gałąź, cechę, która łączy każdego z tych zawodników. A jest nim potencjał. Żaden z nich, a są to podstawowi zawodnicy Pana drużyny, nie podskoczy już o poziom wyżej. Żaden z nich nie ma prawa mieć sny, jakimi Pan powinien śnić co noc. Żaden z nich wreszcie, nie może równać się pod względem umiejętności z Panem. Z pewnością są oni świetnymi przyjaciółmi/kolegami, lecz dobry przyjaciel nie pozwoliłby drugiego gnić w miejscu, zamiast brnąć w górę.

Żałuję, że tak wąskie grono słyszało o Panu. Żałuję, że tak wąskie grono kibiców widziało Pana w akcji. Żałuję, bowiem gdyby widzieli, z pewnością wymuszaliby na swoim klubie przynajmniej chęć sprowadzania. Jest Pan wciąż młodym, stale rozwijającym się zawodnikiem, dla którego Liga Mistrzów, a przynajmniej Liga Europejska, powinny być stałym chlebem. Rutyną, a nie pragnieniem. 

Myślę, że to by było na tyle, Panie Wass. Na koniec chciałbym jeszcze tylko dodać, w formie prośby, by nigdy nie opuściła Pana ta młodzieńcza radość z gry oraz głód zwycięstwa, jakim wyzwala Pan w swoich kolegach grę na wyższych obrotach. Mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości stanie się Pan bardziej rozpoznawalnym i szanowanym piłkarzem, gdyż kto jak kto, ale Pan na to zdecydowanie zasługuje.

Z wyrazami szacunku,

Jakub Golański

Dodaj komentarz