Połowa sezonu Ligue 1 prawie za nami!

polowa sezonu ligue 120 bramek. 5 spotkań. Sobota. 3-3. 3-2. 3-1.
5 bramek. 4 spotkania. Niedziela. 0-0. 1-0. 1-0.

24 godziny spowodowały, że straciłem klimat sportowo-przedświąteczny i poczułem, jakby Święty Mikołaj najpierw przyniósł worek z prezentami, a następnie orzekł, że nastąpiła pomyłka i musi je zabrać z powrotem.

Tak najprawdopodobniej czuli się także fani Olympique Marsylia, gdy najpierw z iskierką w oczach oglądali porażkę Paris Saint-Germain z Guingamp, licząc w myślach przewagę w wysokości czterech oczek, a następnie ze smutkiem patrzyli na nieudolność Gignaca i reszty w hitowym starciu z Monaco.

Dwa dni, a tak odmienne emocje. Dwa dni, a taka różnica. Bramka Boudebouza, czerwień dla zawodnika Rennes, pogoń Lens, fantastyczna połówka Lorient – to wszystko powodowały szczerą przyjemność z oglądania sobotnich spotkań. Nieudolność mistrza Francji, jednostronny pojedynek w Lille i popołudnie zmuszające do drzemki – niedziela nie pozwalała święcić dzień święty.

Wszystko rozpoczęło się w Lyon, i, jak przewidywała większość, rozpoczęło się od pewnych punktów gospodarzy. Lyon powrócił do dyspozycji sprzed miesiąca, wywołując na nowo dyskusję o najprzyjemniej grający piłkarsko zespół w lidze. 24 strzały, 66% posiadania piłki, 91% dokładności podań (wow!) – Caen było tylko tłem, niechcianym statystą, który czasem wszedł w kadr ważniejszym osobom. Gdyby nie chciwość Fekira, pragnącego za wszelką cenę wykonywać rzut karny, i w rezultacie psując ten strzał, spotkanie zakończyłoby się wynikiem jeszcze wyższym. Myślicie, że ktoś by się burzył? Bynajmniej. Caen nawet w przypadku przegranej 0-7 nie powinien mieć do nikogo pretensji, tylko do siebie. To nie jest przypadek, że są w tym momencie najsłabszą drużyną. Nawet Lens czy Bastia, którzy w pewnym czasie okupowali tę niechlubną lokatę, nie grali takiego piachu, lecz pozwalali wierzyć swoim kibicom, że niedługo się z tej depresji wyczołgają. W ekipie beniaminka z Caen tego nie widać. Duhamel w pojedynkę nie uratuje ich przed spadkiem, potrzebuje drugiego do pary i trzeciego na wszelki wypadek. W tym momencie jest sam.

Po 13 kolejkach, Caen miało na swoim koncie 12 punktów.
Po 18 kolejkach, Caen ma na swoich koncie 14 punktów.

Dwa punkty w sześciu spotkaniach, czyli cztery porażki oraz dwa remisy. Oto najsłabsza drużyna listopada, grudnia, a także półmetka rozgrywek.

Przed nimi, a raczej wypadałoby napisać, nad nimi, znajduje się drugi z beniaminków, ekipa RC Lens. Żółto-pomarańczowi zaliczyli dwa remisy z rzędu, dzięki czemu zyskali skromną przewagę nad latarnią tabeli. Sobotni remis 3-3 to jednak coś więcej, niż punkt. Coś więcej, niż remis do statystyki. Ten remis to pochwała za niezłomną wiarę, pochwała za zaangażowanie i walka, której efektem musi być poprawa morale oraz samopoczucia. Spotkanie, w którym gonisz i gonisz i gonisz swoich przeciwników, gdy przez większość czasu przegrywasz, a mimo to na sam koniec udaje ci się złapać to, za czym biegłeś, to dobry powód, by pomyśleć: „Ej, damy radę!”.

Bliscy tego samego uczucia byli zawodnicy Pascala Dupraza. Z tymże, scenariusz ich pojedynku miał nieco inny przebieg. Najpierw, jako pierwsi, stracili bramkę, by następnie, dzięki trafieniom Daniela Wassa (a jak..) oraz Cambona, odwrócić karty i objąć prowadzenie. Jak się okazało, na krótko. Ze smutku w radość, z radości w smutek. Mieli szczęście, że dane im było przynajmniej na moment poczuć tę radość. Oczywiście, dzięki Wassowi. Duńczyk dzięki bramce oraz asyście, jakie zanotował w sobotę, wypracował niesamowite statystyki:

Daniel Wass – 8 bramek, 2 asysty
Evian TG – 17 spotkań, 20 zdobytych bramek.

A więc, bardzo prosta matematyka pozwala nam wyliczyć, że pomocnik Evian ma udział w 50% bramek swojego zespołu.

Tak, jak godne wspomnienia są osiągi Wassa, tak godny wypunktowania jest tydzień Guingamp. Najpierw, w czwartek, niespodziewany awans do fazy pucharowej Ligi Europy, a teraz, w niedzielę, pokonanie Paris Saint-Germain, dokonując tego jako pierwszy zespół w tym sezonie Ligue 1. W czwartek bohaterem był Claudio Beauvue, w niedzielę zaś Jeremy Pied.

Swojego bohatera ma także Lille. Jest nim.. obrońca Tuluzy, Maxime Spano, który już w pierwszej minucie zarobił czerwoną kartkę, osłabiając swój zespół i skazując ich na nierówną walkę przez resztę pojedynku. Pomijam kwestię, że Lille, a dokładnie Basa, nie wykorzystał jedenastki w drugiej minucie, bo w zasadzie.. jest to bez znaczenia. Niemożliwym było wygrać ten pojedynek przez Tuluzę. Raz, że nie na swoim boisku, dwa, że w zasadzie przez całe 90 minucie z jednym zawodnikiem mniej, a trzy.. że to Tuluza, nie OM czy OL. Ciężko więc ocenić Lille i to, czy zwycięstwo jest efektem powrotu formy, czy po prostu szczęśliwym wypadkiem, odskocznią od wciąż beznadziejnej rzeczywistości. 

Drużyna kolejki? Lorient. Z jednym ale – jeśli liczymy tylko jedną z połówek, nie całe spotkanie. Lorient w pierwszej połowie zagrało FE-NO-ME-NA-LNY futbol, gody najlepszych drużyn. Sam szkoleniowiec rywali, pan Albert Cartier, przyznał po spotkaniu, że żaden inny zespół nie wprawił go w taki zachwyt, ani PSG czy OM, jak zrobili to zawodnicy Lorient. Mam jednak jedną radę dla pana Cartier – zamiast skupiać się na występach innych drużyn, powinien raczej zerknąć na swoich chłopaków. Bo nie wiem, czy on tego nie widzi, czy usilnie stara się ten fakt ignorować, ale Metz z tygodnia na tydzień spada w dolne rejony tabeli. Wspomniałem wcześniej o formie Caen, które zdobyło 2 pkt w 6 spotkaniach, to jak mam zareagować na „wyczyn” Metz, które w takim samym odstępie czasu zarobiły AŻ jeden punkt.

1 punkt. 1 pkt. Jeden punkt. Jeden pkt.

Po dwunastu spotkaniach, ósma pozycja. Po osiemnastu pojedynkach.. siedemnasta. Trzech beniaminków Ligue 1 rozdziela jedna Bastia. Najwyraźniej, różnica między Ligue 1 a Ligue 2 jest znacznie większa, niż się nam wydaje.

A hit? Nie rozczarował, przynajmniej mnie. Spodziewałem się małej ilości bramek, spodziewałem się dużo szachów, wreszcie.. słusznie spodziewałem się, że Monaco zakończy z tarczą, nie na tarczy. Marsylia nie była słaba, a Monaco nie było wybitnie dobre. Obie ekipy zagrały.. poprawnie. Bez fajerwerków, bez magii. Jedno nietypowe zagranie (Carrasco mistrz) wystarczyło, by zgarnąć ważne trzy punkty.

 

Komentarze

komentarz

Dodaj komentarz