Podsumowanie piętnastej kolejki Ligue 1 z trenerem Stefanem Białasem. Zapraszamy!

Vive la Ligue 1: Chciałbym zacząć od niedzielnego hitu, a więc spotkania Olympique Marsylia – AS Monaco. Czy to było najlepsze spotkanie obecnego sezonu? Sześć bramek, mnóstwo ciekawych akcji, wiele emocji – nie brakowało w zasadzie niczego.

Trener Stefan Białas: W tej kolejce emocji było sporo, tak jak i  bramek – 35 w 10 spotkaniach, co jest rekordem obecnego sezonu. Już sam początek tygodnia zwiastował fantastyczny weekend, mowa o spotkaniu Olympique Lyon z Montpellier (2:4)  – dobry mecz, choć do końca nie wiadomo, czy widzieliśmy słaby Lyon, czy fantastyczne Montpellier. A najlepsze zostało na koniec.

To było bardzo dobre widowisko z obu stron, spotkanie miało bardzo zmienny przebieg – to bramka gospodarzy, to wyrównanie gości; później prowadzenie gości i wyrównanie gospodarzy. Z jednej strony brawa za tak dużą ilość zdobytych bramek, z drugiej nieco krytyki dla obu defensyw – fatalna gra defensywna zarówno Marsylii, jak i Monaco, stąd tak duża ilość zdobytych bramek. Niemal każda akcja ofensywna „śmierdziała” potencjalną bramką, a mogło ich paść jeszcze więcej.

Zobaczyliśmy także typowe zagranie Jardima – umiejętność dostosowania taktyki zespołu oraz składu do sytuacji, jaka obecnie panuje w klubie (czy to kontuzje czy zawieszenia). Mało kto przypuszczał, że zespół AS Monaco wyjdzie z sześcioma obrońcami w pierwszym składzie, bo przecież Coentrao wystąpił jako lewy pomocnik, a Fabinho jako środkowy – a mimo to drużyna stworzyła sobie multum okazji do zdobycia bramki!

Bohaterem spotkania został oczywiście Almamy Toure, fantastyczny 19-letni obrońca, który zdobył dwie bramki. Ostatnim obrońcą, który zdobył dwie bramki w jednym spotkaniu Ligue 1 był Cedric Hengbart w 2010 roku, były zawodnik Auxerre.

Równie dobrze co Toure spisał się – zresztą ponownie – pomocnik OM, Nkoudou. Od kilku tygodni jest w bardzo wysokiej formie, choć we wczorajszym wydaniu L’Equipe można było przeczytać wywiad z Waldemarem Kitą, który stwierdził, że: „gdyby Marsylia grała takim składem jak kilka lat temu, to Nkoudou nie znalazłby dla siebie miejsca w takim zespole”. Nieco kontrowersyjna opinia, ponieważ moim zdaniem ten zawodnik za dwa-trzy lata zostanie sprzedany z dużo większym zyskiem.

Podobna sytuacja jest z Fabinho, zawodnikiem AS Monaco, który przychodził do klubu nie jako gwiazda, a jako „jeden z wielu”. Dziś natomiast widzimy, jak wielkie umiejętności ma ten zawodnik i jak szybko i systematycznie się rozwija (potrafi grać nie tylko w obronie, a także pomocy), a przecież ma zaledwie 22 lata. 

To prawda. Ta jego uniwersalność – środek obrony, prawa obrona oraz defensywny pomocnik – jest dużym atutem. Dodatkowo, potrafi strzelać bramki i to ważne bramki (jak w 90 minucie z karnego z Montpellier).  Odznacza się także wielką pewnością siebie i możemy tę pewność siebie zauważyć na boisku. Aczkolwiek odnoszę wrażenie, że na samym początku swojej przygody w AS Monaco był bardziej ofensywnym zawodnikiem, chętniej włączającym się do przodu, natomiast teraz nabrał doświadczenia i stał się bardzo wyrachowany w swoich rajdach. Niewielu jest takich obrońców, którzy w tak młodym wieku stanowią podstawę silnej drużyny już od paru sezonów.

Specyficzne jest to, że chwalimy obu obrońców – zarówno Almamy Toure, jak i Fabinho, a przecież jak sam Pan wspomniał na początku, defensywa AS Monaco, jak i Marsylii, spisała się w tym spotkaniu bardzo kiepsko. Można nawet powiedzieć, że na sześć bramek, które padły w tym spotkaniu, przynajmniej cztery były dziełem przypadku lub błędów.

Tak, a w szczególności fatalna gra Rekika. Nie wiem, czy ten zawodnik miał od początku problemy z soczewkami, jednak wiemy, że z tego powodu musiał zejść z boiska. To co zrobił z Rekikiem Almamy Toure przy drugiej bramce.. posadził go jak juniora. 

Chwalimy Toure, chwalimy Fabinho, a warto zauważyć, że nie tylko w Monaco pojawiają się wielkie talenty. W miniony weekend powitaliśmy zdolną młodość – w Tuluzie zadebiutowali 16-letni Alban Lafont oraz Issa Diop, w PSG zobaczyliśmy wreszcie Augustina, w Rennes Jeremie Boga, a w Saint-Etienne Pierre-Gabriela. Tych debiutów w ten weekend mieliśmy pięć, a w samym sezonie już kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt. Prawdziwy wysyp nowych nazwisk, nowych twarzy! Idzie nowa siła.

Oczywiście! W poprzedni weekend w jedenastce kolejki L’Equipe mieliśmy sześciu zawodników poniżej 24 roku życia! Ci młodzi zawodnicy, którzy pojawili się w ten weekend w Ligue 1, rozegrali naprawdę dobre spotkania. W szczególności młodziutki 16-latek z Tuluzy, Alban Lafont, który spowodował, że jego zespół po raz pierwszy w tym sezonie – i po raz pierwszy od 19 spotkań – zachował czyste konto! I popisał się kilkoma naprawdę udanymi interwencjami, a w hierarchii golkiperów Tuluzy był on przed początkiem sezonu dopiero na piątej pozycji – niesamowity skok.

Podobnie Pierre-Gabriel z Saint-Etienne. Stał się piątym najmłodszym zawodnikiem od sezonu 77/78, który debiutował w Saint-Etienne – wcześniej byli Laurent Paganelli, Laurent Roussey, Kurt Zouma oraz Saint-Maximin – a trzecim za kadencji Galtier! 

Christophe Galtier lubi stawiać na młodych i przede wszystkim ma odwagę w podejmowaniu tego typu decyzji. A dodatkowo nosa, ponieważ nie wszystkim wychodzi takie stawianie na młodzież, a on ma całkiem wysoki współczynnik trafnych decyzji.

Tak. Cała trójka – Zouma, Saint-Maximin i teraz Pierre-Gabriel – debiutowała u niego jako nastolatkowie. Wielkie talenty! Co prawda Pierre-Gabriel musiał zejść po godzinie gry, bo łapały go skurcze, ale Galtier decydując się na tego chłopaka zostawił na trybunach doświadczonego Francoise Clerka czując, że młody dobrze się spisze. I widzieliśmy, że pewne braki w ustawieniu nadrabiał walecznością oraz szybkością.

W weekend mieliśmy także debiut utalentowanego Boga, który zdobył bramkę po fantastycznej asyście Kamila Grosickiego i który pokazał kilka ciekawych zagrań. Ale z tego słynie przecież francuska piłka – z odważnego stawiania na młodych zawodników i rozwijania ich umiejętności. 

Jeszcze chciałem pociągnąć temat Saint-Etienne, które świetnym wynikiem kończy bardzo dobry tydzień – awans do dalszej fazy Ligi Europy oraz 3:0 z Guingamp. Na ustach kibiców co chwila pojawiało się jedno nazwisko – Hamouma, Hamouma, Hamouma! Gol, asysta oraz wywalczony rzut karny w ten weekend. Najjaśniejsza gwiazda Zielonych w tym sezonie?

I to już jest drugi, a nawet trzeci taki sezon. Ten zawodnik nabrał pewności siebie i od długiego czasu prezentuje niezwykle równą i wysoką formę. Jest przede wszystkim bardzo dobrym asystentem i widzimy, z jaką lekkością biega po boisku i kreuje grę. Często ci, którzy występują u jego boku, nie dorównują mu umiejętnościami. W Guingamp był zdecydowanie najlepszym zawodnikiem na boisku. 

Wydaje mi się też, że w Saint-Etienne wreszcie nastała dobra atmosfera – jednym z czynników jest awans do dalszej fazy w europejskich pucharach już po pięciu kolejkach, co jest bardzo ważne dla klubu z tradycjami. Po siedmiu meczach, w których pięciokrotnie przegrywali, teraz ich celem będzie mocniejsze skupienie się na zdobywaniu punktów w lidze. Na szczęście dla nich zespoły, z którymi walczą (jak OL, Monaco czy OM) także gubili punkty i ten dystans został utrzymany – jeden punkt do podium. Mając pewny awans do dalszej fazy LE większą uwagę skupią teraz na czterech ostatnich kolejkach rundy jesiennej. Za tydzień wyjazd do Lille i nie będzie to łatwa przeprawa.

W pewnym momencie rozmowy wymieniliśmy nazwisko Grosickiego i ciekawi mnie Pana zdanie, czy Kamil powinien wreszcie zacząć występować w podstawowym składzie Rennes? We Francji ma opinię „bardzo dobrego jokera”, jak swego czasu Solskjaer w Manchesterze United, który wchodzi i odmienia oblicze gry, co trenerowi z pewnością musi się podobać. W ten weekend widzieliśmy jednak, że Polak wyszedł w pierwszym składzie i zaliczył bramkę oraz asystę, będąc jednym z bohaterów widowiska. Czy to jest ten czas? Wydaje się, że jest w szczytowej formie.

Tak, on jest w szczytowej formie! Cały czas dziwiłem się trenerowi Montanierowi, który nie potrafił odpowiednio wykorzystać dobrej formy Grosickiego. Kamil udowadniał w meczach reprezentacji Polski, że potrafi grać pełne 90 minut na bardzo dobrym poziomie, że stwarza sytuacje, strzela bramki i jest asystentem; i to samo robił w Rennes wchodząc z ławki rezerwowych! 

Wielka chwała jemu, że potrafi wejść w 60 minucie spotkania – gdzie takie wejścia z ławki nigdy nie są łatwą sytuacją – i wpłynąć na wynik. Atut Kamila polegał też na tym, że potrafił mentalnie zaakceptować sytuację, w jakiej się znajdował. Wydaje mi się, że to presja ze strony kibiców, czy działaczy lub dziennikarzy – którzy domagali się jego obecności w pierwszym składzie – spowodowała, że wyszedł od pierwszej minuty i był zawodnikiem, który brał udział przy wszystkich bramkach zespołu Rennes. To jest jego czas i przynajmniej do końca rundy powinien mieć miejsce w podstawowej jedenastce. 

To pokazuje siłę psychiczną Kamila, że się nie poddał, że walczył do końca i zasłużenie wywalczył sobie – mamy taką nadzieję – miejsce w pierwszym składzie. Pytanie – za kogo wejdzie? I na jakiej pozycji?

I tutaj pojawia się to, że ciężko zrozumieć Montaniera w ostatnim okresie – czasami od pierwszej minuty grają ci, którzy nie są w formie i nie zasługują na grę. A przynajmniej nie są w takiej dyspozycji jak Kamil Grosicki. I tu nie chodzi o to, że jesteśmy za swoim rodakiem i mamy klapki na oczach, ponieważ widać to po jego wejściach na boisku, że wnosi jakość do zespołu i należy do najlepszych w swojej drużynie. 

Dla mnie jego obecność na prawej stronie i Ntepa na lewej do idealne rozwiązanie, obojętnie na kogo postawi trener w środku. Problem w tym, że Montanier stale miesza składem – najpierw grał pięcioma obrońcami, później trzema, obecnie czterema. Czasami wygląda na to, że nie jest pewny swoich decyzji.

Rozmawiał Jakub Golański