Jean-Michel Aulas wykonał już tego lata kawał świetnej roboty – pięcioletnie kontrakty Nabila Fekira, Anthony’ego Lopesa i Corentina Tolisso, efektowne transfery, udane zakończenie trudnych rozmów z Lacazettem – a to zapewne nie koniec. W natłoku informacji o dopiętych i wciąż prowadzonych negocjacjach niemal bez echa przeszedł jednak ruch ważniejszy niż jakikolwiek transfer czy podwyżka dla młodego talentu – przedłużenie umowy z trenerem Olympique’u Lyon, Hubertem Fournierem.
Nowy kontrakt Fourniera był kwestią o tyle palącą, że dotychczasowa umowa szkoleniowca miała trwać jeszcze tylko przez 12 miesięcy – dzięki prolongacie były obrońca Lyonu pozostanie bossem Les Gones do 2017 roku. Trzeba przyznać, solidnie na to zapracował. Wicemistrzostwo Francji i związana z tym bezpośrednia kwalifikacja do Ligi Mistrzów to wynik, który stanowił przed poprzednim sezonem szczyt marzeń lyończyków. Ogłaszając wieść o nowym kontrakcie Fourniera klub nie pozostawił zresztą wątpliwości – w rzeczy samej, to nagroda za wprowadzenie zespołu do Champions League.
Dwanaście miesięcy temu, w chwili zatrudnienia Huberta Fourniera, wytypowanie Lyonu do zajęcia miejsca na podium byłoby prognozą piekielnie odważną, a wskazanie Les Gones jako głównego rywala PSG do tytułu – wręcz szaloną. Sytuacja nie napawała wówczas optymizmem: OL zakończył rozgrywki na piątym miejscu, Gerland opuścili doświadczeni napastnicy – Bafe Gomis i Jimmy Briand – a zastąpienie Remiego Garde’a na ławce trenerskiej wydawało się być raczej sygnałem smutnego końca niż nowego otwarcia. Z klubu odchodził wszak człowiek związany z nim jako piłkarz i członek sztabu szkoleniowego przez dwie dekady. Świetnie zapowiadający się trener, protegowany samego Arsene’a Wengera i lyończyk z krwi i kości – najwłaściwszy kandydat do przeprowadzenia OL przez trudny czas i wejścia z klubem w nową erę odszedł jako przegrany. Coś pękło, plan idealny zakończył się klęską, przyszła pora na akceptację nowej pozycji Lyonu we francuskiej piłce i pragmatyczne rozwiązania.
Na takowe wyglądało – przynajmniej z boku, z perspektywy fana i zwolennika warsztatu Garde’a – zatrudnienie Fourniera, czyli dotychczasowego bossa Stade Reims. Jego osiągnięcia były całkiem imponujące: progres z dziesiątego na drugie miejsce w Ligue 2, a następnie dwa spokojne sezony w Ligue 1, zakończone na czternastym i zaskakującym jedenastym miejscu. Wyniki rewelacyjne jak na możliwości małego Reims, ale czy wystarczające by zapewnić trenerowi pracę w (podupadłym ale jednak) gigancie ligi? Garde przed podjęciem pracy samodzielnego trenera nie miał w CV nawet podobnych rezultatów, ale był człowiekiem klubu i częścią sztabu w najlepszych latach Lyonu Aulasa. Zakontraktowanie Fourniera przedstawiano jako „powrót na stare śmieci”, lecz jako piłkarz Hubert spędził na Gerland tylko dwa sezony, zaś większość kariery poświęcił zespołom Guingamp i Caen. Gość z zewnątrz, z mało imponującym jak na format Les Gones dorobkiem – to mógł być szkoleniowy odpowiednik transferów „solidnych ligowców” pokroju Arnolda Mvuemby i Gaëla Danica.
Nic z tych rzeczy. Aulas wiedział co robi, a zatrudnienie Fourniera nie miało nic wspólnego z ponurą akceptacją i marszem ku przeciętności. W osobie wychowanka Maubeuge JMA znalazł trenera zdolnego wykonać wszelkie postawione przed nim zadania. Nowy boss uporządkował zespół, pchnął dalej rozpoczętą przez Garde’a pracę nad Lacazettem i znalazł system gry, który wydobył to co najlepsze nie tylko z Aleksa, ale też innych produktów centre de formation Lyonu. Tolisso i Fekir zameldowali się na scenie i wywalczyli status pewniaków w jedenastce, zaś w zagubionego Gonalonsa i sprowadzony z PSG „odrzut” – Christophe’a Jalleta – Fournier tchnął nowe życie. To wszystko złożyło się na poprawę bilansu bramkowego aż o 28 goli i, w konsekwencji, na wicemistrzostwo kraju. A przecież ten wynik mógł być jeszcze lepszy; wszak możliwości trenera bardzo ograniczyły poważne kontuzje magicznego Clementa Greniera i serca defensywy, Milana Biševaca.
Hubert Fournier dał Lyonowi stabilizację, skonsolidował drużynę i stworzył podstawę, na której tego lata klub stara się zbudować nową potęgę. Nowy sezon będzie dla 48-latka dużym testem: nawiązanie walki z PSG nie będzie już dla nikogo niespodzianką – teraz to obowiązek Les Gones. Trudniejszym wyzwaniem może się też okazać zapanowanie nad szatnią. Lacazette wyrósł na gwiazdora pełną gębą, a do zespołu dołączyli utytułowani, doświadczeni piłkarze, którzy pracowali już ze znacznie bardziej uznanymi szkoleniowcami.
Większym niebezpieczeństwem niż oczekiwania opinii publicznej i „nazwiska” w kadrze może się jednak okazać… Jean-Michel Aulas. Fatalne wyniki letnich sparingów i nieprzekonujący start sezonu mogły już zasiać w jego głowie wątpliwości. Dla ewentualnego sukcesu Olympique’u Lyon kluczowym jest, by cierpliwość prezesa nie okazała się odwrotnie proporcjonalna do rozmiarów transferowego budżetu. Przedłużenie kontraktu z Fournierem to dla fanów OL świetna wieść – grunt, żeby teraz prezes pozwolił trenerowi go uhonorować.