Długa jest lista piłkarskich zdrajców, jak lubią ich nazywać kibice, którzy postanowili przejść do obozu rywala i tam kontynuować swoją karierę. Luis Figo, który zmienił FC Barcelonę na Real Madryt, Ashley Cole, który przeniósł się z Arsenalu do znienawidzonej Chelsea FC, czy wreszcie jeden z najświeższych przykładów – Mario Goetze, który barwo żółto-czarne zamienił na czerwono-niebieski Bayern Monachium. Czy do tej listy należy wpisać Mathieu Valbuenę?
Dzikie trybuny
Nakreślmy tło sytuacji – we wczorajszym klasyku Francji pomiędzy Olympique Marsylia, a Olympique Lyon, działo się wiele: rzut karny, czerwona kartka, dwie bramki, mnóstwo emocji i dziesiątki ciekawych akcja. Był jednak jeden temat, który przewijał się w każdej minucie tego pojedynku – był nim Mathieu Valbuena, były zawodnik klubu z południa, Marsylii, który po rocznej przygodzie w rosyjskim Dynamo Moskwa przeniósł się do jednego z największych wrogów, imienniczce z Lyonu.
Gwizdy, buczenie, wyzwiska oraz przedmioty, które leciały w jego kierunku, gdy był blisko linii bocznych. No i nie zapominajmy o groźbach śmierci poprzez powieszenie jego maskotki.
Łatwo jest mi ustosunkować się do zachowania kibiców Olympique Marsylia – mi, który nie jest związany mocno ani z jednym, ani z drugim klubem. Mi, obserwatorowi całego zdarzenia z boku, bez większych emocji, na chłodno, obiektywnie.
I napiszę wprost: wstyd. Uważam, że wszyscy fani Olympique Marsylia powinni poczuć właśnie wstyd, budząc się dziś rano po niedzielnym absurdzie. Absurdzie, jakim był absolutny brak szacunku wobec osoby Mathieu Valbueny, jednego z najwybitniejszych zawodników w historii tego klubu. Moim zdaniem wczorajsza krytyka Valbueny ze strony kibiców Olympique Marsylia grubo przekroczyła pewne granice.
Przeszłość nie ma znaczenia
„Jestem zawiedziony, że zostałem tak przywitany na Velodrome. Nie zasłużyłem na wszystkie gwizdy. Jest mi przykro, że kibice wymazali osiem pięknych lat spędzonych w Marsylii tylko z powodu jednego miesiąca w Lyonie”
Osiem sezonów spędzonych w Marsylii, ponad trzysta występów w barwach tego klubu (infografika z lewej) i dziesiątki ważnych bramek. Mistrz Francji z 2010 roku, trzykrotny zdobywca Pucharu Ligi oraz dwukrotny zwycięzca Superpucharu Francji. Indywidualnie? Dwukrotnie wybierany do najlepszej jedenastki sezonu (w 2008 oraz 2013 roku), wielokrotnie nazywany najlepszym zawodnikiem miesiąca w OM – wszystko na nic.
„Jestem zawodowcem i w mojej karierze uodporniłem się na wszelkie przeciwności w trakcie spotkania, jednak nigdy nie myślałem, że dożyję takiego dnia. Myślałem, że zapisałem się w historii tego klubu i dzięki temu będę szanowany”
Mały-wielki dowódca, jak nazywano go kiedyś na południu Francji, dziś nie jest nazywany już ani dowódcą, ani wielkim. Przeszłość została zapomniana, zapomniana w sposób brutalny – poprzez spalenie koszulki Mathieu Valbueny przed stadionem na kilka minut przed pierwszym gwizdkiem sędziego.
Tak witają Mathieu Valbuenę z powrotem na Velodrome – ogniście. pic.twitter.com/GE6ZbpPWRD
— Jakub Golański (@vivelaligue1) September 20, 2015
Może to ze mną jest problem? Może nie mam w sobie pewnych emocji, które powinno się uruchomić w tym momencie? „Jak to, nie widzisz, co ten zawodnik zrobił?! Zdradził nas!”. Nie, nie widzę tego niestety. I nie rozumiem wrogości, otwartej wrogości, jaka bije od fanów tego klubu (oczywiście nie od wszystkich, nie chcę wrzucać każdego do jednego worka). Nie widzę tego z prostej przyczyny – Mathieu Valbuena był dostępny na rynku transferowym i każdy klub mógł go ściągnąć. Nic nie stało na przeszkodzie, by to Olympique Marsylia, które zarobił wiele milionów ze sprzedaży swoich najlepszych zawodników, skusił się o ściągnięcie legendy – tak, legendy – tego klubu.
Nie zrobił tego. Zrobił to za to Olympique Lyon. A do Marsylii ściągnięto Remy’ego Cabellę.
Polowanie na Valbuenę
„Bardzo żałuję otoczki, która panowała wokół tego spotkania. Szczególnie jest mi żal Mathieu Valbueny, który nie mógł nawet wykonać rzutu rożnego. Były także różne incydenty przed spotkaniem. To była vendetta na Valbuenę!”
Takie słowa wypowiedział po spotkaniu Jean-Michel Aulas, prezes tego klubu, który nie mógł ukryć swojej złości wobec zachowania kibiców gospodarzy oraz zachowania prezydenta Olympique Marsylia, którego nazwał klaunem oraz nieobiektywnym chłopcem. I ciężko nie zgodzić się ze słowami Aulas odnośnie vendetty na nogi Francuza, patrząc na takie obrazki jak ten:
Polowanie na Valbuenę. pic.twitter.com/vuuqxhJbCx
— Jakub Golański (@vivelaligue1) September 20, 2015
To był jeden z czterech tak ostrych faulów na Valbuenie w pierwszej połowie spotkania. Próbował Rekik, próbował Barrada, Alessandrini oraz Cabella. A Mathieu wstawał za każdym razem – obity, obolały i z nowymi siniakami, ale wstawał. Grande cojones, wielki szacunek.
Kac moralny dnia następnego
A w zasadzie jego braku. Żadnych przeprosin, żadnych tłumaczeń, nic. Barrada mówi, że sędzia był niesprawiedliwy, a kibice zachowywali się fantastycznie i chce im za to podziękować. Prezydent klubu, Vincent Labrune, bierze udział w wywiadach, gdzie absolutnie milczy o trybunach i Valbuenie, za to atakuje gości z Lyonu oraz wytyka im pomoc ze strony sędziów. A sam Mathieu? „Myślę, że zagrałem dobre spotkanie”. Ba, bardzo dobre!
Valbuena był kluczową postacią tego spotkania. I nie chodzi wcale o bramki, a – o ironio! – o faule na nim. Za jeden z ostrych wślizgów z czerwoną kartką wyleciał Alessandrini, i to jeszcze w pierwszej połowie.
Piękny stadion, a brzydkie twarze. Emocje na boisku, a chamstwo na trybunach. Pomijając całą brzydotę wokół spotkania, to był naprawdę świetny pojedynek.
Z pewnością wpisze się do historycznych kronik Ligue 1.