Lille i Liga Mistrzów? Dobre sobie

lille portoStade Pierre Mauroy, czyli nowy, wspaniały – mogący pomieścić blisko 60-tysięcy kibiców – stadion Lille, stał się świadkiem jednego z najsłabszych (jeśli nie tego naj!) występów, jakie ta drużyna pokazała od wielu, wielu miesięcy. A na pewno za kadencji Rene Girarda, byłego szkoleniowca Montpellier Herault, z którym jeszcze trzy lata temu zdobył mistrzostwo. Lille pokazało grę niegodną takiego stadionu i niegodną drużyny aspirującej do gry w Lidze Mistrzów. Na 93 minuty spotkania tylko trzy z nich można po cichu uznać za fragment dobrej gry Francuzów. Reszta była poniżej minimalnego poziomu.

Argumentów przeciwko Lille namnożyło się tyle, że nie mam pojęcia, od którego najpierw zacząć. Może więc od początku, czyli formacji, wyborach kadrowych oraz nastawieniu francuskiej ekipy. Przede wszystkim, decyzja szkoleniowca o absolutnym braku choćby jednego kreatywnego zawodnika w środku pola była strzałem w psychikę zawodników, dająca znak – „my się ich boimy, my się dziś bronimy”. Rene Girard wypuścił na zawodników Porto, chcąc najprawdopodobniej ich poszczuć, linię pomocy złożoną z trzech defensywnych pomocników (Gueye-Balmont-Mavuba). Tyle. I zrobił to, kiedy jego drużyna występowała w roli gospodarza.

Jak to wyglądało? Ano nie wyglądało wcale – dosłownie, nie było typowych pomocników przez pierwszą godzinę spotkania (do momentu wpuszczenia na murawę Marcosa Lopesa). Lille dzieliło się na formację obrońców, mających za cel zabrać piłkę i jak najszybszym jej wybiciu/wykopnięciu/wywaleniu/wykopaniu/oddaniu (skreśl niepotrzebne) do napastników, którzy mieli wtedy zdziałać cuda. Piłkarski ping-pong, czyli mamy piłkę i ją pchajmy przed siebie. Nie wierzycie? Nie musicie – statystyki to potwierdzą za mnie: w 30 minucie spotkania Porto miało przewagę w posiadaniu piłki 70% do 30%, lecz przede wszystkim, Lille wykonało.. 57 podań! Pięćdziesiąt siedem podań w ciągu trzydziestu minut! Dwa podania na minutę! Sam Xavi Hernandes potrafi w w dziesięć sekund podać futbolówkę minimum dwukrotnie.

Kjaer przejmuje, Kjaer wybija. Basa przechwyca, Basa traci. Enyama łapie, Enyama oddaje – i tak w kółko, nieprzerwanie. Potrafię zrozumieć zamysł taktyczny Girarda i strach przed utratą bramki, jednak nie potrafię zrozumieć ślepoty na kalectwo własnej drużyny. Tak, Lille kaleczyło piłkę. Prowokowali, by nazwać ich killerami futbolu! Ich celem nie było granie, ich celem było przeszkadzanie, przerywanie, wybijanie. Jak konie, które mając klapki na oczach, nie zrobią nic ponad minimum.

Smutno było patrzeć na to, co się działo dzisiejszego wieczora w Lille. Smutno tym bardziej, że nie widać perspektyw na poprawę. Dwóch największych liderów drużyny, jakimi mieli być Mavuba oraz Kalou, otwarcie zgłasza, a wręcz żąda transferu z klubu. Ci, którzy mają budować morale, którzy mają motywować oraz determinować resztę, są źródłem panującego negatywu w klubie. Rene Girard, który ma dowodzić i prowadzić klub ku lepszym czasom, nie jest nawet lubiany przez własnych kibiców.

Lille zajęło w zeszłym sezonie trzecie miejsce na koniec sezonu Ligue 1. Do dziś wielu zadaje ważne pytanie: jakim cudem? Jakim cudem ten zespół, który niemal w każdym spotkaniu męczył się i szarpał niemal z każdym rywalem, z jakim przyszło mu stanąć do walki, stanął na koniec na podium? Ciężko stwierdzić. Prawdą jest jednak, że Lille już od długiego okresu polega głównie na minimalnych zwycięstwach, odnoszonych w nieprzekonywującym stylu. Obecny sezon? Remis oraz jednobramkowe zwycięstwo, w bardzo kontrowersyjnych okolicznościach, z beniaminkami ligi (Metz oraz Caen). Męka trwa dalej.

Przed meczem ćwierkałem na twitterze, że jestem pesymistycznie nastawiony odnośnie awansu Lille, bowiem nie potrafiło mnie przekonać do siebie po pierwszych dwóch kolejkach, a na domiar złego zmierzą się z ekipą, która zarówno na papierze, jak i w grze, jest mocna. Wierzyłem jednak, że jakoś się uda.

Cóż, już nie wierzę. 

Sprawdź także:

Comments

  1. Piotrek says

    No cóż trudno się nie zgodzić z tym co napisałeś. Jak dla mnie Lille przegrało na własne życzenie, bo grając od początku na 0-0 i panicznie bojąc się atakować nie można osiągnąć dobrego wyniku.
    Szkoda, bo Porto również nic w tym meczu nie pokazało. Ja upatrywałem szansę w tym, że Porto ma mimo wszystko lekki kryzys, wymieniło naprawdę sporą część składu, a do tego nie byli przecież w rytmie meczowym. Nie ma co się czarować, Lille szans na awans raczej nie ma, a z taką grą to nawet w LE nic nie zwojują.
    Mimo tego fatalnego występu będę jednak bronił ich składu, który jest moim zdaniem naprawdę niezły jak na francuskie warunki. Kalou, Origi, Mavuba, Kjaer, Corchia czy Basa to naprawdę nieźli zawodnicy. Jak dla mnie brakuje takiego typowego rozgrywającego i tutaj leży problem. We wczorajszym meczu było to aż nadto widoczne. Kiedyś drużynę ciągnęli Hazard czy Bastos. Teraz takiego motoru napędowego nie ma.
    Ale jak by nie patrzeć na Ligue1 to w zupełności wystarcza…

    • Jakub Golański says

      Tu przyznam Ci rację, a zarazem ciekawe spojrzenie na sytuację – zawodnicy, którzy w zupełności wystarczą na sukces w L1, są za słabi na Europę. Czy to już odpowiedź na pytanie, jak silna jest francuska liga?

  2. Piotrek says

    Myślę Kuba, że to jest odpowiedź. Wczoraj słabość tej ligi w bardzo dosadny sposób potwierdziły OL i ASSE. Szczególnie ci drudzy zawiedli, bo ich postawa w lidze pozwalała z optymizmem patrzeć na ten mecz.
    Myślę, że będzie im ciężko odrobić straty. Zapowiada się więc tragedia. W LE zobaczymy Lille i Guingamp i tutaj nie spodziewał bym się cudów. W LM rozbite i niepewne przyszłości Monaco i dające nadzieję na sukces PSG.
    Oj źle się dzieje w Ligue1…

Dodaj komentarz