Francuski minister sportu Patrick Kanner ogłosił, że najbliższa kolejka francuskiej ekstraklasy odbędzie się zgodnie z planem, co – w mojej opinii – jest bardzo dobrą decyzją. Pokazuje bowiem ona, że francuski rząd nie ma zamiaru podporządkować się Państwu Islamskiemu, a kibice mogą udowodnić, że na stadionach jest bezpiecznie i nie ma się czego bać.
Wiele razy byliśmy świadkami sytuacji, gdy fanatycy jednej z drużyn otrzymywali zakaz wyjazdowy za rożne przewinienia (czy to pirotechnika, czy obraźliwe hasła etc.), więc sektor gości świecił pustkami. Z reguły takim spotkaniom towarzyszy specyficzna i nie lubiana przez kibiców atmosfera – i to zarówno dla tych na stadionie, jak i przed telewizorami. W najbliższy weekend na boiskach we Francji będzie podobnie, lecz w skali ogólnokrajowej. Po decyzji ministra sportu swoją decyzję wydały również władze Ligue 1:
„Wszystkie profesjonalne mecze piłkarskie we Francji w najbliższy weekend odbędą się, ze względów bezpieczeństwa, bez udziału kibiców drużyn przyjezdnych”.
Czy tak powinno być i czy jest to dobra decyzja? Osobiście uważam, że nie. Według mnie apel, jakiego udzielił Philipp Lahm po ekscesach przed wtorkowym spotkaniem Niemcy- Holandia: „nie powinniśmy pozwolić, by strach wpływał na nasze życie’’, trafia w sedno sprawy – rewelacyjny piłkarz, a zarazem bardzo inteligentny człowiek. Decyzja władz ligi jest jednoznaczna z tym, że nasze życie i decyzje, jakie podejmujemy, są uzależnione od strachu – a w tym przypadku od terrorystów/zamachowców.
Dlaczego nie pozwolono zjednoczyć się kibicom w tak trudnym momencie, przyjść na stadion i ponad podziałami uczcić pamięć zmarłych w atakach i solidaryzować się z ich rodzinami? Wydaje mi się, że w obliczu tak ogromnej tragedii ludzka wrażliwość wzięłaby górę, a ludzie pokazaliby klasę i godnie uczcili pamięć po zmarłych. Natomiast sama Francja wizerunkowo zaprezentowałaby się jako kraj bezpieczny, nie bojący się terroryzmu na stadionach i gotowy do przyjęcia rzeszy fanów, którzy w lipcu przyszłego roku zawitają na mistrzostwa kontynentu. A teraz? Każda podobna decyzja zwiększa obawy co do sensu odbycia się Euro 2016 w tym kraju.
Minister stanął na wysokości zadania i nie zasiał ziarna zbędnej paniki. Natomiast władze ligi zaprezentowały swoją arogancję wobec kibiców drużyn, które w nadchodzącej kolejce będą rozgrywały mecze wyjazdowe. Czy każdy, kto chce obejrzeć mecz swojego ukochanego klubu na żywo ze stadionu, jest terrorystą? Rozumiem bezpieczeństwo kibiców ponad wszystko, ale nie popadajmy w zbędną panikę i nie stwarzajmy wrażenia, że każdy jest powiązany z ISIS..
Ktoś wspomni, że obszar wokół stadionu jest bardziej narażony na ataki ze względu na duże skupisko ludzi. OK, mogę się zgodzić, ale każda większa grupa ludzi jest narażona na ataki i naprawdę nie ma znaczenia czy jest to stadion, kościół czy dyskoteka. Czy nie lepiej byłoby zorganizować jakąś akcję? Piłka nożna jest najpopularniejszym sportem na świecie, także popularnym w krajach arabskich! Może warto wykorzystać scenę-stadion, spektakl-mecz, aktorów-zawodników i publiczność-kibiców do walki z terroryzmem? Według mnie każdy gest, jak np. Kamila Grosickiego w meczu z Czechami, czy wspólne odśpiewanie przez kibiców Marsylianki na Wembley we wtorkowy wieczór, ma ogromne znaczenie wizerunkowe, jak i emocjonalne oraz daje dodatkową siłę i motywację do wspólnej walki z terroryzmem. Kiedy piłkarz ma się integrować, solidaryzować z kibicami i być dla nich dostępnym, jak nie na stadionie? Niestety w tej kolejce wielu kibiców, którzy zamierzali wybrać się na mecz wyjazdowy swojej ukochanej drużyny, nie będzie miało takiej możliwości właśnie przez decyzję władz Ligue 1.
Podejrzewam, że frekwencja w tej kolejce nie będzie porywająca. Zresztą, wydaje mi się, że nawet bez tej decyzji byłaby ona na niskim poziomie, jednak nie pojmuję, dlaczego działacze postanowili ,,wypiąć się’’ na normalnych kibiców dziesięciu drużyn Ligue 1?
Tekst autorstwa:
Łukasz Kopycki