Podsumowanie drugiej kolejki Ligue 1 z trenerem Stefanem Białasem.
Vive la Ligue 1: Zacznijmy od Nicei – to już drugie spotkanie, gdy zespół Claude Puela schodzi do przerwy jako zwycięzca, a spotkanie kończy gubiąc punkty. W pierwszej kolejce oczywistym powodem była czerwona kartka dla Oliviera Boscagli, a jak wyjaśnić to, co stało się w Troyes? Nonszalancja?
Stefan Białas: W Troyes także czerwona kartka, niemniej sytuacja odwrotna do tej z pierwszej kolejki, gdy to Nicea grała ze stratą jednego zawodnika. W sobotę prowadzili do przerwy 3:1, a więc wydawało się, że mecz jest już rozstrzygnięty, natomiast to co się stało w drugiej połowie.. wszyscy byli w szoku. Stracili dwie bramki, grając z przewagą jednego zawodnika. Wielu ludzi porównuje tę sytuację do zeszłej kolejki i spotkania Lille – PSG, gdzie goście grając bez jednego zawodnika zdołali zwyciężyć. Drużyna Troyes grając na własnym stadionie walczyła do końca, przycisnęła zespół Nicei i w ostatnich trzynastu minutach zdobyła dwie bramki, ratując remis. To się rzadko zdarza, ale jednak zdarza. Przede wszystkim zawodnicy Troyes do końca wierzyli, że mogą doprowadzić do remisu. Za to końcówka dla Nicei katastrofalna – Claude Puel bardzo żałował straty punktów.
Co Pan sądzi o powrocie Hatema Ben Arfy do Francji? Należy zaznaczyć, że zarówno w L’Equipe, jak i France Football zawodnik ten został wybrany do najlepszej jedenastki minionego weekendu.
To był wielki talent. Wielki. I jest on jednym z czterech zawodników francuskiej kadry, którzy wracają do francuskiej Ligue 1 – oprócz niego także Mathieu Valbuena, Lassana Diarra oraz Abu Diaby. Powtórzę – to był wielki talent, jednakże był także zawodnikiem z ciężkim charakterem, charakterem niezbyt układnym. Jeśli chodzi o piłkarskie umiejętności, to jeżeli będzie grał, nie będzie z nim problemu – i w Nicei będą mieć z niego duże korzyści. Jest to zawodnik, który potrafi zrobić różnicę w spotkaniu. OGC Nice to odpowiedni klub dla tego piłkarza. Ben Arfa przestał być już młodziakiem i wydaje mi się, że dojrzał już jako człowiek (28 lat), więc uważam to za dobry powrót.
A czy dla Ben Arfy powrót do Nicei to jest powrót tylko do Nicei, czy może to być przystanek tymczasowy, odskocznia do lepszego klubu, powiedzmy Lille, Monaco lub Marsylii? Czy jednak OGC Nice to już jest ten poziom, na którym zatrzyma się we Francji?
Pamiętajmy, że on grał już w Marsylii i pożegnał się z tym klubem w bardzo złym stylu – przestał chodzić na treningi, ponieważ chciał wyjechać do Anglii. To jest właśnie taki typ zawodnika. Nicea stanowi dla niego taką odskocznie dalej, to nie ulega wątpliwości. Uważam nawet, że w głębokim podtekście tego transferu są Mistrzostwa Europy we Francji. Jeżeli Ben Arfa będzie grał regularnie przez rok czasu i to grał bardzo dobrze, to wydaje mi się, że Didier Deschamps, który ma pewną słabość do zawodników o wysokich umiejętnościach technicznych, będzie miał go w planach. To jest zawodnik, który od zawsze był w notesie szkoleniowców kadry. Wprawdzie szkielet zespołu jest już ukształtowany, to wciąż może dojść do czterech – pięciu zmian w szerokiej kadrze na Euro.
A skoro już Pan wspomniał wcześniej o Valbuenie, to chciałem spytać, jakie są Pańskie odczucia wobec transferu Francuza do Olympique Lyon. Policzek dla fanów Marsylii?
To jest dobry transfer dla Lyonu i przede wszystkim dobre posunięcie samego Valbueny. On jest takim zawodnikiem na boisku, jakim człowiekiem w życiu – uczciwy, solidny, pracowity; i takim też okazał się tuż po podpisaniu kontraktu z Lyonem, gdy ani nie ukrywają nic, ani niczemu nie przecząc powiedział, że Marsylia dała mu prawdziwe życie. Pamiętajmy, że Valbuena jest wychowankiem centre de formation (szkółki piłkarskiej) w Bordeaux, gdzie dojrzewał razem z Rio Mavubą. Mavuba pozostał w szkółce z racji tego, że był parę centymetrów wyższy, natomiast Valbuena musiał odejść. Trafił więc najpierw do Langon Castets, a następnie do Libourne-Saint-Seurin (poziom National, a więc trzeciej ligi) i klubem, który otworzył mu drogę do wielkiej kariery, była właśnie Marsylia.
W jednym z wywiadów Valbuena powiedział także, że czeka oczywiście na spotkanie na Velodrome i nie obawia się przywitania kibiców, ponieważ pozostawił dla tego klubu sporo zdrowia na boisku.
Olympique Lyon będzie miał z niego wielki pożytek. Zresztą, oglądając spotkanie z Guingamp mogliśmy zauważyć, jak walczy, jak próbuje. Oczywiście, wciąż brakuje zrozumienia pomiędzy nim, a pozostałą dwójką (Fekir i Lacazette) Lyonu – ta trójka reprezentantów Francji, bo w tym momencie mamy taki tercet Les Blues w Lyonie, sumie zagrała ze sobą do tej pory zaledwie raz, i to krótkie 31 minut w meczu z Albanią w ubiegłym roku. Także kiedy ci zawodnicy zgrają się ze sobą, to potencjał ofensywny zespołu będzie naprawdę duży.
Przejdźmy teraz do Rennes, gdzie jest ciekawa sytuacja, ponieważ zespół ten w pierwszym spotkaniu na Korsyce wyszedł w ustawieniu 5-4-1, natomiast w sobotę naprzeciw Montpellier w systemie 3-5-2. Czy to oznaka elastyczności trenera Montaniera pod kątem przeciwnika, czy raczej ciągłe szukanie: jak optymalnie móc ustawić drużynę?
Wydaje mi się, że to drugie. Rennes to jest drużyna mająca dużą rotację zawodników, ich skład nigdy nie jest pewny. Montanier zrobił fantastyczną pracę w Hiszpanii, w Realu Sociedad, natomiast w Rennes, gdzie jest to już jego trzeci sezon, nie za bardzo mu się klei. Co jest niezrozumiałe to fakt, że mając kilku bardzo dobrych zawodników, wciąż nie może tego poskładać. Ten zespół wciąż się szuka. Zdarzało się, że w pierwszej rundzie Rennes grało bardzo dobrze, zajmowało pozycję w pierwszej ósemce tabeli, a w drugiej rundzie kompletnie gubiło formę i broniło przed spadkiem.
W Rennes istnieje bardzo dziwna polityka transferowa. Od niedawna pracuje tam nowy dyrektor sportowy, Mikaël Silvestre, i może on to poukłada i znajdzie wspólną linię działań: trener-dyrektor, mając taką samą wizję gry. To jest region, który jest głodny piłki. W Rennes są świetne warunki do gry, więc wydaje mi się, że to wszystko powinno być lepiej poukładane.
Widać było, że zwycięstwo z Montpellier nie było efektem składnej i wyćwiczonej gry w przeciągu całego spotkania, a wynikiem szczęśliwego strzału Kamila Grosickiego.
To prawda, to nie była akcja całego zespołu, a indywidualny wyczyn Grosickiego. Co jest warte podkreślenia, to właśnie piękna bramka Kamila. Wyraźnie widać, że nie chciał dośrodkowywać, ponieważ najpierw spojrzał, czy ma komu dograć tę piłkę, a skoro nie było nikogo w polu karnym, to strzelił, i to strzelił celnie. Wyszło idealnie i zdobył trzy punkty dla Rennes.
Montpellier ma już na koncie dwie przegrane, a w kalendarzu za tydzień wpisany jest pojedynek z Paris Saint-Germain, możemy więc wstępnie założyć, że po trzech kolejkach tych punktów będzie wciąż zero. Co jest większym kłopotem tej drużyny – dziury w obronie (sprzedaż Tiene oraz El Kaoutariego) czy raczej brak napastnika z górnej półki?
Tak, zarówno Abdelhamid El Kaoutari, jak i Siaka Tiene to byli fantastyczni zawodnicy, bardzo solidni. A doliczając do tego brak w pierwszym meczu, a słabą dyspozycję w drugim, podstawowego obrońcy Hiltona, to trudno o pozytywne wyniki. Problemem tej drużyny jest także, jak to mówią we Francji, à cheval, czyli łączone wyniki z obecnego oraz poprzedniego sezonu. Pamiętamy, że w dwóch ostatnich kolejkach Ligue 1 sezonu 14/15 Montpellier także przegrało, a więc w tym momencie mają passę aż czterech porażek z rzędu. I będzie piąta, ponieważ z paryżanami nie wygrają – drużyna PSG jest w tej chwili, może nie w najwyższej, ale w dobrej formie, to nie ulega wątpliwości i powinna spokojnie wygrać.
Drużyna, która w ubiegły sezonie miała aspiracje, by walczyć o Ligę Europy, będzie miała problemy, jeśli do końca okienka transferowego, a więc 31 sierpnia, nie wzmocni składu. W Montpellier muszą być jeszcze pewne ruchy, ponieważ potrzebują kogoś, kto jest skuteczny.
Odnośnie Monaco – kontuzja Kurzawy, kontuzja Moutinho oraz nieskuteczny Guido Carillo z przodu. Jedynym zawodnikiem, który zasługuje obecnie na pochwały, jest Bernardo Silva. Czy to już jest ten moment, kiedy możemy nazwać Portugalczyka taką małą gwiazdą klubu?
Absolutnie. Jeśli chodzi o Bernardo Silvę, to jest to zawodnik, który niedawno już raz przedłużył kontrakt z klubem (o rok), po czym niemal natychmiast doszło do ponownego wydłużenia kontraktu aż do 2020 roku. Tak, to jest mała gwiazda, ale mała gwiazda, który może błyszczeć tylko przy dobrym Moutinho. Tak jak Joao Moutinho był krytykowany i narzekano na niego za pierwszy sezon w barwach Monaco, tak w tej chwili ta drużyna zależy w dużej mierze właśnie od niego. A dodatkowo obecność tego zawodnika na murawie powoduje, że wielu młodych zawodników, jak właśnie 21-letni Bernardo Silva, prezentuje się znacznie lepiej.
Owszem, jest jeszcze Jeremy Toulalan, który jest solidny punktem, jednak to Moutinho jest tym zawodnikiem, który doskonale łączy defensywne oraz ofensywne zadania zespołu. On potrafi doskonale wyeksponować umiejętności Bernardo Silvy, pomóc mu w jego występach. Korzystając z doświadczenia oraz inteligencji Moutinho i Toulalana, którzy są za nim, Portugalczyk może grać swobodnie.
W meczach z udziałem drużyny Nantes padła do tej pory zaledwie jedna bramka. Ciężko jest się oprzeć wrażeniu, że po odejściu Jordana Veretout brakuje kreatywności w linii pomocy..
W ogóle nie strzelili bramki! Ani jednej, ponieważ padł samobój. W Nantes doszło do kilku zmian, a ci zawodnicy, którzy przyszli do klubu, mają – jak powiedział w jednym z wywiadów Waldemar Kita, prezes klubu – zapewnić odpowiednią jakość w klubie i utrzymać potencjał ofensywny. Potrzebują jednak trochę czasu na to, aby się ze sobą zgrać.
Odejście takiego zawodnika jak Jordan Veretout, mistrza świata do lat 20, partnera Kondogbii oraz Pogby w środku pola, to jednak duża strata. Kiedy traci się mózg drużyny, ciężko jest znaleźć odpowiednie zastępstwo, dlatego że wszyscy zawodnicy grali na niego. I Veretout był takim zawodnikiem, który wymuszał grę, podobnie jak Valbuena w OM – przez cały mecz aktywny, zawsze do dyspozycji partnerów. A to wymusza, że się do niego gra. I teraz, gdy takiego zawodnika zabrakło, to reszta, która pozostała, musi podjąć inicjatywę i znaleźć odpowiednie rozwiązanie. To będzie bardzo trudne na początku, tym bardziej, gdy zespół traci sporo bardzo ważnych pomocników – Veretout, Gakpe, Bessat, Cissokho Georges-Kévin N’Koudou. Drużyna Nantes potrzebuje więc czasu, żeby się ze sobą zgrać na nowo i dopasować do siebie. Mecze towarzyskie to inna melodia, prawdziwą weryfikacją zespołu są dopiero mecze ligowe, gdzie nie ma taryfy ulgowej i wychodzi prawda z zawodnika.
Tak się zastanawiam odnośnie Nantes – Waldemar Kita nigdy nie ukrywał, że z każdym sezonem chce się piąć coraz wyżej w tabeli, a jednak strata tak ważnych zawodników, plus brak konkretnych wzmocnień (ponieważ oprócz Sigthorssona, Sali czy Thomassona z Evian nie ma nikogo konkretnego) powodują, że działania klubu, a cele prezesa nie pokrywają się ze sobą.
No tak, ale jeśli się czeka na zawodników, którzy są za pół-darmo, to niewiele można zdziałać. O Sigthorssonie, który przyszedł z Ajaxu i będzie siódmym islandzkim zawodnikiem w lidze francuskiej, mówi się, że jest dobrym napastnikiem. Zobaczymy. Natomiast Sala wprawdzie był skuteczny w Caen, ale jest to zawodnik, będący jak pamiętamy od trzech lat własnością Bordeaux, który za dużo tych bramek nie strzelił. On nie jest jakimś rewelacyjnym wzmocnieniem – jeżeli drużyna gra słabo, to on także gra słabo.
I to się w pewnym stopniu pokrywa – dwa mecze za nami, a Nantes, które niby ma jedną bramkę na koncie, tak naprawdę tej bramki wciąż nie strzeliło..
A cztery punkty szczęśliwie zdobyte. Zresztą, wszyscy napastnicy Ligue 1 wciąż są na wakacjach, dlatego że w pierwszej kolejce padło siedemnaście bramek, a teraz szesnaście. Napastnicy wciąż odpoczywają. A przecież solą piłki nożnej – i francuskie kluby starają się iść w tym kierunku – są właśnie zdobyte bramki.