Na co dzień wielu z nas czujnie śledzi statystyki w poszukiwaniu nowych rekordów do pobicia i w ten oto sposób ekscytujemy się kiedy zawodnik strzela kolejne gole, a drużyna wygrywa mecze podnosząc w ten sposób poprzeczkę coraz wyżej. Wczoraj na przykład PSG stanęło przed szansą wyrównania rekordu w ilości ligowych zwycięstw z rzędu, ale niestety nie udało się pokonać Bordeaux do którego ów rekord należy i znów trzeba zacząć wszystko od początku. W futbolu można wyróżnić również rekordy przynoszące więcej wstydu niż radości i właśnie jeden z nich może być w tym sezonie pobity.

Chodzi o „wyczyn” AC Arles Avignon z sezonu 2010/2011 i najmniejszą ilość punktów zdobytą w historii francuskiej ekstraklasy oraz najszybszą stratę matematycznych szans na utrzymanie od kiedy w Ligue 1 występuje 20 drużyn.

W tym sezonie mamy kandydata, który może zbliżyć się do tych rekordów i chodzi tu oczywiście o Gazelec Ajaccio. Podobieństw między tymi zespołami jest bardzo wiele i zacznijmy od tego, że dla Arles tamten sezon był również premierowym na tym poziomie, ich awans także był sporą niespodzianką i tak jak zespół z Korsyki, dysponował jednym z najniższych budżetów w całej stawce.

Michel Estevan od 2005 roku będąc trenerem Arles doprowadził go od rozgrywek amatorskich (piąty poziom rozgrywkowy) do francuskiej ekstraklasy, podobnie jak teraz Thierry Laurey, który z Gazélec przeszedł drogę z trzeciego poziomu rozgrywkowego do Ligue 1. Pierwszy punkt Arles zdobyło dopiero w dziewiątej kolejce remisując bezbramkowo ze Stade Brest, a zmiana na ławce trenerskiej nastąpiła na przełomie września i października. Człowiek, który wprowadził klub na salony francuskiej piłki nożnej został od tak zwolniony, bez pożegnania i podziękowania. Cóż patrząc na szanse dawane tej drużynie na utrzymanie zwolnienie trenera, to zwykłe szukanie kozła ofiarnego i czyszczenie swojego sumienia przez prezesa. W zespole brakowało jakości dzięki której można by walczyć o utrzymanie, a ryzykowne podpisywanie kontraktów z Angelosem Charisteasem, Angelosem Basinasem i hiszpańskim duetem Francisco Pavon-Alvaro Meija nie przyniosła oczekiwanych efektów.

Tylko Vincent Planté dawał promyczek szczęścia swoim kibicom popisując się spektakularnymi interwencjami i nie ma co się dziwić, mając tyle pracy po prostu musiał się wykazać. Arles dalej przegrywało, a przynajmniej 4 tysiące kibiców na Parc des Sports można było nazwać porządną frekwencją. Zespół dalej kontynuował marsz w stronę rychłego powrotu do Ligue 2 przegrywając mecz za meczem, remis był przyjmowany jak zwycięstwo, a już wygrany mecz sprawiał ogromną radość porównywalną do ponownego awansu do elity. Do końca sezonu udało się uzbierać 20 punktów! Ilość wygranych spotkań zatrzymała się na liczbie 3, remisów było 11, a porażek 24! W całym sezonie udało się strzelić 21 goli, a bramkarze ACA wyciągali futbolówkę ze swojej siatki aż 70 razy. Dodajmy, że matematyczne szanse na utrzymanie ten zespół stracił 17 kwietnia po porażce z Valenciennes na siedem kolejek przed końcem sezonu. Zespół z Prowansji okazał się gorszy od Metz z 2008 roku, który swoje szanse na utrzymanie stracił w 33 kolejce, a w całym sezonie uzbierał zaledwie 24 punkty.

W tamtym sezonie zarząd klubu popełnił bardzo dużo błędów, zaczynając od postawienia sobie zbyt wysokich celów, a kończąc na kontraktowaniu zawodników mających najlepsze lata za sobą na bardzo niekorzystnych warunkach. Sezon 2010/2011 odbijał się klubowi czkawką aż do ubiegłego sezonu, kiedy spadł z Ligue 2, a w wakacje prezes postanowił złożyć wniosek o upadłość i zgłosić drużynę do piątej ligi. Jak na razie zarząd Gazelec Ajaccio nie powiela błędów swoich dotychczasowych rywali z Ligue 2, ale i tak z najniższym budżetem w lidze, mimo przemyślanych transferów, ale bez wydania na nie nawet jednego centa, zespół z Korsyki pozostaje mocnym kandydatem do spadku i zbliżenia się do „wyczynu” Arles. Po prostu w kadrze zespołu brakuje jakości bez której ciężko powalczyć nawet z bezpośrednimi rywalami do opuszczenia Ligue 1. Gazélec może zdobyć naszą sympatię ambicją i walecznością w każdym spotkaniu i nawet opuszczając Ligue 1 pozostawić po sobie dobre wrażenie.

Ten sezon dla Gazélec Ajaccio ma być możliwością zdobycia bezcennego doświadczenia, czasem wytężonej nauki, zbierania nowych sponsorów i budowania strategii na najbliższe kilka lat uwzględniającą powrót do elity. Przygoda zespołu z Korsyki z Ligue 1 nie powinna zakończyć się tak tragicznie jak Arles, a ewentualne pobicie niechlubnego rekordu też nie powinno być tragedią, bo żeby wspiąć się na szczyt często trzeba odbić się od dna. W końcu ktoś musi tworzyć historię tych wstydliwych rekordów żeby móc w przyszłości łamać te o których pamiętamy przez lata.

  • http://vivelaligue1.pl Jakub Golanski

    Wydaje mi się, że Gazelec Ajaccio jest najsłabszym beniaminkiem od kilkunastu lat, słabszym od Arles-Avignon.