Lyon tonie, a Paryż topi

aulasWybaczcie za przestój, czterodniową ciszę, wymówki nie mam żadnej. Postaram się to wynagrodzić w tym tygodniu.

Oto, jak zacząłem wpis w sobotnią noc: „W przerwie sobotnich spotkań oprzytomniałem i ćwierknąłem, łapiąc się za głowę, że dwie bramki na pięć 45-minutowych meczów to delikatnie mówiąc, przesada. Atrakcyjność, widowiskowość? Non, konsekwencja i defensywa.”

To prawda, na tamten moment wydawać by się mogło, że będzie to słaby weekend w wykonaniu francuskich zespołów, a w zasadzie ich napastników. Niemniej  koniec końców wyszło, że na 10 spotkań padło 29 bramek, co daje całkiem dobrą średnią, do której nie ma o co się przyczepić. Kwadrat przy wyrazie skuteczność odhaczony, robota została wykonana. Czas więc zostawić średnią bramkową w spokoju, a czepić się czegoś innego..

.. jak choćby zespołu Saint-Etienne. W zasadzie, nie będę im wytykał błędów, nie będę z nich szydzić, dziwiąc się formie, jaką zaprezentowali. Nie będę też tworzyć niepotrzebnych wniosków z tego spotkania. Jest mi ich zwyczajnie żal, naprawdę. Jest mi ich szkoda, bowiem wynik, jakim ukarali ich Paryżanie – mimo, że sprawiedliwy, oddający sytuację boiskową – to przesadzony, jakby wyrwany z realiów dni powszechnych. Pięć do zera. Nierealne.

Tym bardziej, że mówimy o zespole, który przez 12 ostatnich spotkań ligowych nie pozwolił sobie na porażkę. Tym bardziej, że mówimy o zespole, który zajął w poprzednim sezonie miejscu tuż poza podium. Tym bardziej, w końcu, że mówimy o zespole, który słynie z dobrej defensywy. Jednak wczoraj, ta defensywa krwawiła – krwawiła brakiem swojego najlepszego członka, kapitana oraz lidera i mentalnego dowódcy drużyny, Loica Perrina. Jego nieobecność, zmieszana z potwornym zmęczeniem drużyny spowodowanym 120-minutową walką o awans do fazy grupowej Ligi Europy, to główne czynniki rezultatu, którego byliśmy świadkami w niedzielny wieczór. Wpadka Ruffiera i kardynarny błąd Monnet Paquet? Cóż, dwa błędy indywidualne, których można było uniknąć. Jednak ich brak nie zmieniłyby obraz spotkania – Paryż był po prostu cholernie mocny.

Tak jak Marsylia w piątkowy wieczór. W derbach lazurowego wybrzeża gospodarze z Marsylii pokazali futbol, o jaki proszą fani tego klubu od długiego, naprawdę długiego czasu. Cztery do zera to wynik nie widziany na tym stadionie od.. 25.10.2011 roku!, czyli blisko trzech lat, kiedy to OM pokonało w 1/16 Pucharu Ligi ekipę Lens. Ręce same składały się do oklasków i właśnie taką Marsylię Bielsy widzieli oczami wyobraźni jej kibice. Payet oraz Thauvin – ta dwójka siała prawdziwy postrach w polu karnym Nicei, której blok defensywny nie potrafił sobie poradzić z ich zatrzymaniem (pierwszy z dwoma bramkami, drugi z golem oraz asystą). Widać, że maszyna pomału się rozkręca, rozumiejąc z lekka, jak działa każda ze śrubek. Przeciwnie do Nicei, który wygląda, jakby zardzewiała.

Zardzewiały też, tak jak wspomniałem już wcześniej, celowniki napastników drużyn, które rozgrywały spotkania w sobotę. Na szczęście, tylko na kilkadziesiąt minut, bowiem później się odblokowali. Cztery bramki Lorient, cztery bramki Lens i zwycięstwo Nantes – wow i jeszcze raz, wow. Tych pierwszych uratował Valentin Lavigne, super-rezerowy talii Sylviana Ripoll, który wchodząc w 71 minucie spotkania, całkowicie zmienił jego przebieg. Dwie bramki oraz asysta – bezsprzecznie, jeden z najlepszych zawodników tego weekendu i jedno z najlepszych wejść rezerwowego, jakie można sobie wyobrazić. Wejście smoka.

Lens za to może wysyłać kartki z podziękowaniami dla Prince Oniangue – jego czerwień z 23 minuty była jak wyrok dla Reims. Ekipa Kombouare skrzętnie z tego skorzystała, zdobywając cztery bramki, choć dwie z nich były efektem skutecznie egzekwowanych rzutów karnych (dwa karny i czerwona kartka – sędzia Bastien musi bardzo nie lubić byłej drużyny Krychowiaka).

Spotkanie, które miało być hitem kolejki, niestety nim nie było – Monaco do spółki z Lille nie porwali kibiców zasiadających na Stade Luis II. Mało ciekawych akcji, mało ciekawych zagrań, więcej rozważnej i zachowawczej gry. Szczególnie ze strony gości, którzy oddali zaledwie cztery strzały. Wydaje mi się jednak, aczkolwiek pewności nie mam, że dla obu zespołów to co działo się na murawie boiska było znacznie mniej ważne od tego, co działo się poza nim – kwestie transferów Falcao, Moutinho, Kalou czy Basy. Dla Monaco oraz Lille trzy ostatnie dni okienka transferowego były naprawdę ważne, a działania klubów skupiały uwagę trenerów, jak i samych zawodników. Czy miało to wpływ na ich formę? Tego nie wiem. Widać było jednak, że coś zaprzątało ich myśli.

Największa niespodzianka weekendu to bez wątpienia porażka Olympique Lyon. Porażka, która zepchnęła ich na 17 pozycję w tabeli. Napiszę słownie – siedemnastą pozycję w tabeli. Tak słabego OL nie widziałem od dawna i nie mam na myśli tej niedzieli, a ostatnie tygodnie w wykonaniu drużyny Fourniera. Odpadnięcie z LE plus beznadziejne występy w Ligue 1 nie dają mocnego świadectwa nowemu szkoleniowcowi. Jasne, szpital, jaki panuje w zespole (10 zawodników kontuzjowanych) nie pozwala na złożenie optymalnej jedenastki, powinno ich stać na więcej. Zresztą, ćwierknąłem przed spotkaniem sugestią, jakoby linia ofensywna Metz, składająca się z Lejeune, Krivetsa, Ngbakoto oraz napastnika Maigi, robiła na mnie lepsze wrażenie od tej wystawionej przez gości z Lyonu: Gonalons, Ferri, Ghezzal, Lacazette oraz Njie. Znak czasów, a w zasadzie znak kryzysu w drużynie prezesa Aulasa.

Jeden Lacazette, wspomagany czasem przez Ferriego (najlepszy asystent ligi) to zdecydowanie za mało, by móc myśleć o poważnych lokatach.

P.S Na dniach podsumowanie okienka transferowego we Francji, a także kilka przemyśleń odnośnie losowań grup w LM oraz LE.

 

Komentarze

komentarz

Comments

  1. Piotrek says

    Mnie ta katastrofalna postawa Lyonu nie do końca dziwi. Prawda jest taka, że OL od dobrych paru sezonów jest systematycznie osłabiany. Garde był osobą, która jeszcze jakoś trzymała to wszystko w kupie, głównie dzięki świetnej pracy z młodzieżą. Niestety Remy odszedł,a Fournier zgodnie z moimi przypuszczeniami sobie nie radzi. Oczywiście w klubie jest mnóstwo kontuzji i jest to jakieś wytłumaczenie dla nowego trenera, ale ostatnie mecze to prawdziwa katastrofa. Oby sytuacja się odmieniła po powrocie kontuzjowanych zawodników, bo może być źle, bardzo źle.
    Co do meczu PSG z ASSE to pokazał on ewidentnie, że jeżeli Paryżanie się zepną to mogą rozbić w pył każdą francuską drużynę. Niewiem kto w tym sezonie może tak naprawdę przeciwstawić się ekipie Blanca.
    Co do pozostałych meczów to cieszy mnie zwycięstwo Rennes. Widać, że ta drużyna zaczyna pomału funkcjonować tak jak należy. Skład mają naprawdę niezły i przy odrobinie szczęścia mogą dobrze namieszać w tegorocznych rozgrywkach.
    Czekam na newsa o transferach i pucharach 😉

    • PawciOM says

      Tez uwazalem, ze Garde powienien zostac i ze robil duzo dobrego w Lyonie. Teraz Fournier to niszczy. A Bielsa.. wreszcie, brawo!

Dodaj komentarz