Wiecie jaka jest jedna z zalet (prawdopodobnie jedyna) pisania na blogu, a nie dla publicznych gazet czy serwisów sportowych, których śledzą dziesiątki tysięcy osób, a zdania i opinie są tam dokładnie ważone, by przypadkiem nie nadużyć chwiejnej władzy, jaką posiada słowo pisane? Że sam ustalam co piszę i jak piszę. I piszę szczerze.
A dziś, szczerze, jestem wkurwiony.
Wkurwiony na mierność, miałkość i nijakość formy prezentowanej przez francuskie kluby w europejskich pucharach. Może i powinienem być przyzwyczajony do klęsk, wszak urodziłem się w Polsce, jednak czasem bywają takie dni, kiedy człowieka ogarnia złość, automatycznie blokująca każdy z innych uczuć i nie pozwalająca im wypłynąć. Sportowa złość na nieudolność tego, co się widzi.
Trzy drużyny, dwa punkty, jeden gol – bilans francuskich drużyn w Lidze Europy w czwartkowy wieczór. A przecież, nie wymagając dużo, liczyłem na łatwe sześć punktów i nabicie kilku cennych punktów w rankingu lig UEFA, a tym samym zmniejszenie dystansu dzielącego Ligue 1 od rosyjskiej Ekstraklasy. Czy to było zbyt dużo? Czy zbyt ciężkim były zwycięstwa z drużyną z Azerbejdżanu (Azerbejdżanu!) oraz średniaka właśnie z Rosji? Naprawdę?
Saint-Etienne oraz OSC Lille, a więc trzecia i czwarta drużyna poprzedniego sezonu francuskiej, najwyższej ligi, zaczęła rozgrywki w Lidze Europy od możliwie najlepszego scenariusza – na sam początek, na przetarcie, wylosowano im najsłabszych grupowych rywali. Lekka rozgrzewka przed poważniejszymi sprawdzianami. Tak to miało wyglądać. Nieważne jak i ile, ważne, że od trzech punktów. A tymczasem podopieczni Galtier wracają z Azerbejdżanu raz, że na tarczy, dwa, że, o Boże, zadowoleni – uniknęli przecież kompromitującej porażki, która zdawała się wisieć nad nimi przez większą część spotkania. Byli, trzeba to napisać, słabsi! I mieli szczęście, że w ogóle uzyskali ten punkt. Lille natomiast wracać nigdzie nie musiał, jednak ich humory niewiele lepsze – mogli zwyciężyć, po prostu nie umieli.
Guingamp wykluczam od wszelakiej maści pretensji i zarzutów – nikt nie wymagał od nich zwycięstwa z Fiorentiną, tym bardziej, że jeszcze w pierwszej połowie czerwoną kartką ukarany został Moustapha Diallo (dokładniej, w 38 minucie). Osłabieni i bez większych argumentów w dłoni, uczciwie przegrali z o wiele lepiej dysponowanymi Włochami.
Najgorsze jest to, że to nie jest sezonowy wyskok, o nie. Takie wpadki francuscy reprezentanci zaliczają nałogowo, sezon w sezon. Zostawiam Olympique Lyon z obecnego sezonu, który, jak wiemy, nie dał rady rumuńskiej (sic!) Astrze Giurgiu, odpadając w kwalifikacjach do LE. Wrócę pamięcią do zeszłego, tragicznego, sezonu, w którym to na europejskiej scenie reprezentowały nas m. in. Nicea czy Saint-Etienne, które zgodnie odpadły z początkowych faz eliminacji do Ligi Europy, dając się pokonać w dwumeczach Apollonowi Limasson oraz duńskiemu Esbjerg. Nie lepiej zaprezentowała się Marsylia, która występując w Lidze Mistrzów (awans bezpośredni, inaczej byłoby pewnie ciężko) dała się pokonać.. każdemu. Nie odniosła ani jednego zwycięstwa, ani jednego remisu!
Sezon 2012/13? Jedziemy – Montpellier Herault oraz OSC Lille, które reprezentowały Francję w Lidze Mistrzów, uzyskały, kolejno, dwa oraz trzy punkty. Pierwsi, mistrzostwie z Montpellier, uzyskali dwukrotnie remis (z Schalke), zaś Lille zdołało jedynie raz pokonać BATE Borysów, 0:2 (nie uniknęło lania od Bayernu Monachium, 6:1!).
Zawsze. Każdego sezonu odnajdujemy dowody na bezczelne lekceważenie europejskiej sceny przez kluby z Francji. Co jest powodem? Kto jest winnym? Trenerzy, który wystawiają „gorszy garnitur”, pozwalając się ograć młodym lub rezerwowym? Nie do końca, przecież Lille i SE wystawiły dziś niemal najlepszy skład. To może sami zawodnicy, którym nie zależy na sukcesie w tych rozgrywkach? Niekoniecznie, przecież w wywiadach mówią co innego. No to jak? Gdzie i w czym szukać uzasadnienia tych wpadek i porażek?
PSG i ich występ w środę? Czwarty wyjazd, czwarty remis. Brać to na poważnie, jako dłuższą i niepokojącą serię czy machnąć ręką pisząc, że gdyby chcieli, mogliby z łatwością wygrać? Właśnie, gdyby chcieli.. Patrząc na pojedynek Paryżan z Ajaxem można było dojść do wniosku, że to oni sami chcą stworzyć dla siebie problem, by nie popaść w rutynę, by nie popaść w uśpienie. I samozadowolenie, które jest zgubnym uczuciem dla większości sportowców. Stąd ich beznamiętne spotkania np. z Evian. Paryż stoi, i to nie są żarty – w zeszłym sezonie zespół także długo wymieniał podania, dominując w kategoriach „posiadanie piłki”, „ilość podań”, jednak potrafił w pewnym momencie wrzucić gaz i trzema podaniami zmylić blok defensywny rywali. W środę wyglądało na to, że zgubili ten bieg, zaś silnik zatrzymał się na dwójce i nie chciał przeskoczyć.
Co innego można napisać o występie AS Monaco podczas wtorkowej batalii z niemieckim Leverkusen. Przyznam, obawiałem się tego spotkania – obawiałem się ze względu na słabą dyspozycję zawodników Jardima od początku sezonu. Pokazali jednak, że potrafią, pozytywnie mnie zaskakując.
Pięć punktów, uzyskane przez te zespoły.. A w swojej głowie liczyłem na minimum dziesięć.
Uwaga, uwaga – ogłaszam, przypominam, uprzedzam – nie popełnijcie mojego błędu i nie zapomnijcie ustawić zespołu na szóstą kolejkę Fantasy Ligue 1. Błąd, który popełniłem w zeszłym tygodniu, nie wystawiając jednego z rezerwowych w swojej drużynie, kosztował mnie zerowy bilans w weekend, a co za tym idzie utratę kilku pozycji w tabeli. Nie jest to fajne uczucie.
Spotkanie kolejki? Bezsprzecznie, Paris Saint-Germain – Olympique Lyon. W jakiej formie goście by nie byli, (a przecież, jak wiemy, pokonali ostatnio Monaco, więc nie jest źle) z pewnością będzie to bardzo dobre spotkanie. Must see dla każdego z fanów L1.
Z pewnością, ciekawie będzie także na Velodrome, gdzie rozpędzona Marsylia podejmie nie wolniej pędzących zawodników Rennes, którzy wreszcie wyglądają jak zespół, nie zlepek indywidualności, jak to miało miejsce w zeszłym sezonie. Bielsa kontra Montanier, czyli moim zdaniem, dwóch najciekawszych szkoleniowców w lidze, każdy z autorskim pomysłem i planem na swój zespół.
Kolejkę rozpocznie zaś pojedynek rewelacji, póki co, sezonu, czyli Bordeaux, a ich rywalem będzie nie-rewelacja rozgrywek, czyli Evian. Ktoś wierzy, że padnie inny rezultat niż zwycięstwo gospodarzy? Wątpię.
P.S Napastnik Bastii, Brandao, za słynne uderzenie z byka i złamanie nosa Thiago Mottcie, zawodnikowi PSG, został ukarany sześciomiesięczną dyskwalifikacją. Oznacza to, że nie zobaczymy go na boisku aż do marca. Zasłużenie, czy przesadzili?
Share the post "Lekceważenie europejskiej sceny"
- Google+
Komentarze
komentarz
Piotrek says
Ja się do tych kompromitacji już dawno przyzwyczaiłem. A może Kuba przyczyna jest inna, może po prostu kluby Ligue1 są tak słabiutkie? Przecież LOSC i ASSE zagrały w mocnych składach. Trudno tutaj raczej mówić o lekceważeniu. Jeżeli ktoś wystawia optymalny skład to raczej z myślą o zwycięstwie? Powiedzmy sobie szczerze czołowe kluby francuskie od wielu lat są ogołacane z najlepszych zawodników. Zakończone okienko było wręcz druzgocące dla niektórych drużyn. Jak dalej będzie to szło w tym kierunku to Ligue1 poziomem zbliży się do bardzo przeciętnych lig takich jak belgijska czy holenderska. Przykra prawda jest taka, że w tym sezonie możemy liczyć chyba tylko na PSG. Chyba tylko oni mogą nabić nieco punktów w rankingu.
Ja mam dodatkowo jeszcze jedną teorię. Od dawna uważam, że Francuzi mają słabych trenerów. Są oczywiście pewne wyjątki jak Wenger, Deschamps, Garcia czy Blanc. Problem w tym, że tylko ten ostatni prowadzi klub w L1. Brakuje w lidze francuskiej trenerów z górnej półki, którzy trochę popchną do przodu te rozgrywki.
Jakub Golański says
Słabych trenerów? Hm, nie pomyślałem nad tym, nigdy się nad tym nie zastanowiłem. Jednak Montanier to nie jest facet z pierwszej łapanki. Remi Garde też miał niezły warsztat. Galtier ze swojej drużyny wyciska bardzo dużo, jeśli chodzi o ligę. Nie, nie wydaje mi się, żeby to było powodem.
Natomiast jednym z powodów są moje oczekiwania, najprawdopodobniej. Co rok okłamuję sam siebie, że teraz będzie lepiej. A jak widać, tak nie jest – casus polski i LM.
Piotrek says
Kuba ja się jednak będę upierał przy swoim. Popatrz na trenerów, którzy prowadzą kluby grające w pucharach. Girard przez większość kariery prowadził drużyny młodzieżowe z tego co wiem bez większych sukcesów. W klubowej piłce ma bardzo małe doświadczenie. Z Montpellier zdobył co prawda mistrza, ale już występ w LM to totalna kompromitacja.
Galtier tułał się po kilku klubach również bez sukcesów. W ASSE radzi sobie dobrze ale tylko w lidze. w LE mimo całkiem niezłego składu w zeszłym roku się skompromitował nie przechodząc nawet kwalifikacji, a w tym przy dużym szczęściu awansował do fazy grupowej gdzie od razu ogromna wpadka z Karabachem.
Jardim również mało doświadczony trener. Wicemistrzostwo Portugalii to trochę mało, żeby go nazywać jakimś wielkim trenerem, a takie sformułowania już mi się obiły o uszy.
Guingamp prowadzi Gourvenec, który doświadczenia nie ma praktycznie w ogóle.
Do tego dodać trzeba Lyon, który się totalnie skompromitował w dwumeczu z Astrą (w pierwszej kolejce LE rumuni przegrali z Dinamo Zagrzeb 1-5!!!) Od początku twierdziłem, że Fournier jest trenerem bardzo słabym.
Wydaje mi się Kuba, że coś w tym jest, bo przecież do cholery aż tak słabi piłkarze nie grają w tych czołowych francuskich klubach.
Zresztą swoją drogą wydaje mi się, że to właśnie puchary w dużym stopniu weryfikują umiejętności trenerskie.
Nie wydaje mi się, że wszystko można tłumaczyć jakimś lekceważeniem czy złym podejściem. Przecież to są profesjonalni, zawodowi piłkarze. Dla nich gra w pucharach jest jednak jakimś wyróżnieniem i szansą wypromowania się. Jakoś ciężko mi uwierzyć, że oni te rozgrywki odpuszczają.
Jakub Golański says
„Przecież to są profesjonalni, zawodowi piłkarze. Dla nich gra w pucharach jest jednak jakimś wyróżnieniem i szansą wypromowania się.” – może właśnie tutaj pies pogrzebany? Przecież nie od dziś wiemy, że Francja dla francuzów jest świętością, zaś reszta świata może w ich mniemaniu czyścić im buty.
Fournier oraz Jardim – zgoda. Jednak to, co Girard zrobił w Montpellier, to sztuka trenerska przez duże S.
Piotrek says
Co do tego zapatrzenia Francuzów w siebie to jest w tym dużo racji muszę przyznać 😉 Trochę pociągnę temat trenerów. Może nie jest to dobre porównanie ale w naszej ekstraklasie też zagraniczni trenerzy pojawiają się rzadko, a wszyscy eksperci twierdzą, że nasi fachowcy w niczym nie ustępują tym zagranicznym. W Ligue1 też rzadko pojawiają się „obcy” trenerzy. Najczęściej jest wymiana na stołkach we własnym gronie. Moim zdaniem to błąd. Przydało by się trochę świeżej krwi, innego spojrzenia, trochę innej szkoły.
A co do Girarda to ja w żaden sposób nie neguje jego osiągnięcia. Problem w tym, że w rozgrywkach pucharowych zdecydowanie brakuje mu doświadczenia.
Generalnie w Ligue1 brakuje trenerów ogranych i mających sukcesy w europejskich pucharach. Wiem, że zatrudnianie trenerów „z nazwiskiem” wiąże się z kosztami, ale czasem warto zainwestować. Myślę, że Marsylia nie będzie długo czekać na sukces.
A tak trochę z innej beczki to nie nastawiał bym się jakoś szczególnie na wielkie widowisko w meczu Lyon – PSG. Na chwilę obecną ekipa Fourniera nie ma zupełnie czym postraszyć i obawiam się powtórki z innego szlagieru ASSE – Rennes 😉 0-0 bardzo prawdopodobne.