Od czego by tu zacząć? Może od pogratulowania samemu sobie całkiem owocnego weekendu, mając szansę na obejrzenie na żywo pięć z dziesięciu spotkań w L1 w tej kolejce, co nie zdarzyło się w tym sezonie jeszcze ani razu (praca, praca)? Lub też przyznając, że Le Classique, tak hucznie zapowiadane, nie było wcale najlepszym pojedynkiem jakie dane było mi oglądać? No, ale o tym za chwilkę.
Nie mogę przecież nie zacząć od pojedynku Paris Saint-Germain z Olympique Marsylia. Na szybko, na świeżo, to musi być skomentowane. Na wstępie, uspokoję i pocieszę wszystkich fanów Bielsy i jego ekipy – pamiętajcie, że wciąż jesteście liderem. Cofając się wstecz o 12 miesięcy (nie muszę przypominać tła historycznego) taka sytuacja wydaje się być nierealna. OK, porażka zabolała mocno, niemniej czy była ona tak niespodziewana? Czy w głębi duszy nie czuliście, że mocniejsze karty trzymał przeciwnik? Czytając kilka opinii i komentarzy pomeczowych widziałem panikę, wściekłość i wielkie rozczarowanie. Niedosyt bym jak najbardziej zrozumiał, ale rozczarowanie? Naprawdę? Pozycja utrzyma, przewaga, choć zmniejszona, wciąż jest, nic tylko myśleć o przyszłych spotkaniach i myśleć pozytywnie.
O arbitrze nie napiszę wiele. Decyzja absurdalna, decyzja krzywdząca i niesprawiedliwa, ale.. przyzwyczaiłem się. Przyzwyczaiłem się, że poziom sędziowania we Francji stoi na bardzo niskim poziomie. Ilekroć psułem sobie krew, widząc w akcji panów z gwizdkiem, wiedziałem, że walczę z wiatrakami. Że moja złość niewiele zmieni. A faul Imbuli ledwo zasługiwał na żółtą kartkę, a co dopiero na czerwień..
Znacznie poważniej podchodzę do innej z kwestii, mianowicie realnej siły zespołu Bielsy. Bicie Lens, bicie Bastii czy Lorient to jedno, jednak w dwumeczu z najważniejszymi kandydatami do mistrzostwa, czyli PSG oraz Olympique Lyon, zespół Argentyńczyka zdobył.. 0 punktów oraz 0 bramek. Dwa na dwa sprawdziany oblane. A przecież, patrząc szybko w kalendarz, w następnej kolejce znajdujące się na czwartej pozycji Bordeaux, zaś tydzień później Nantes, czyli piąta siła Ligue 1. Jasna strona – oba spotkania na własnym stadionie. Jak silne jest więc Olympique Marseille? Czy tylko na zespoły od siódmej pozycji w dół, czy także na top?
Kilka pochwał, najpierw indywidualnych, później ogólnych – Serge Aurier, uznany bohaterem spotkania przez znany serwis whoscored. Asysta, osiem udanych wślizgów, siedem odbiorów piłki i pięć przechwytów. W dodatku, strzała na prawej flance PSG. Co rusz to przy polu karnym Sirigu, by następnie stwarzać już zagrożenie bramce Mandandy. Nieustannie. Zdecydowanie dziś był jego najlepszy występ w nowym klubie, w którym do tej pory nie zachwycał. Dla Van der Wiela to nie jest dobra wiadomość, który najprawdopodobniej zostanie przyspawany do ławki rezerwowych. Świetne zawody rozegrał także Lucas, który zdobył trzecią bramkę w trzech ostatnich występach. Widać, że coraz pewniej czuje się na boisku. Pochwały też dla Davida Luiza, przy którym częściej od kwoty transferowej wspomina się stwierdzenie: świetne zagranie. Pochwałę ogólną kieruję zaś w stronę Marsylii (tak!), która raz, że się nie poddała po czerwonej kartce dla swojego pomocnika i cały czas próbowała odwrócić wynik spotkania, a dwa, że jest pierwszą drużyną, która zdominowała Paryżan w kwestii posiadania piłki (52,2% do 47,8%).
Tabela Ligue 1 wygląda teraz na niezwykle ściśniętą. Tłok jest nie tylko na górze (1. OM 28 pkt, 2. PSG 27 pkt, 3. OL 26 pkt), ale także na dole tabeli (piętnastą Bastię dzielą zaledwie trzy punkty od ostatniego Lorient). Świetnie to wygląda i zapowiada niezwykle wyrównaną walkę o każdy punkt.
Wspominając ostatnie Lorient.. Zastanawiam się, czy to nie Ripoll, bardziej od Makelele, zasługuje na bycie zwolnionym. Lorient zaliczyło znaczny regres od momentu odejścia Gourcuffa, tracąc nawet to, co było ich siłą od dawna – czyli przewagę własnego stadionu. W ostatnich dziewięciu kolejkach Ligue 1 zgarnęli zaledwie trzy punkty, usuwając się na ostatnie miejsce w tabeli. A. Ayew, który stanowić miał solidne wzmocnienie, wciąż nie może się obudzić. Tylko jak, skoro pomocnicy nie stwarzają mu ku temu okazji?
Zaś Bastia pokazała, o dziwo, że bez trenera na ławce rezerwowych gra im się lepiej, niż z nim. W sobotę odnieśli pierwsze ligowe zwycięstwo od trzech tygodni, zaś trzecie w tym sezonie. Czy była to auto-prezentacja dla nowego szkoleniowca, następcy Makelele? Zapewne tak, co nie uwłaszcza ich sukcesowi. Montpellier to nie jest przecież pierwszy, lepszy zespół.
Równie ważne zwycięstwo co Bastia zaliczyło Evian Thonon-Gaillard, które rozprawiło się OGC Niceą. Kto bohaterem? Oczywiście Daniel Wass, nikt inny. Duńczyk strzelił szóstego gola w tym sezonie i tym samym ma udział w 50% zdobyczach bramkowych swojego zespołu (Evian zdobyło 12 bramek, tracąc 22). Prestiż i dobre imię Pascala Dupraza, szkoleniowca zespołu, musi mu za to niezmiernie dziękować.
Tak jak Dupraz zawdzięcza wiele Wassowi, tak Philippe Montanier wisi flaszkę dobrego wina Pedro Henriquezowi. Jego gol z 89 minuty zapewnił trzy punkty ekipie z Rennes, które notuje niesamowitą passę w ostatnich pięciu kolejkach. Trzy zwycięstwa i dwa remisy, czyli 11 na 15 możliwych punktów (ustępują tylko OL oraz PSG), zapewniło znaczny skok w tabeli, okupując obecnie siódmą lokatę. Pamiętacie, jak jeszcze miesiąc temu ta sama drużyna niebezpiecznie krążyła w okolicach strefy zagrożonej spadkiem? Cóż, niezauważalnie te czasy minęły, zaś Montanier kupił sobie kilka dni tygodni spokoju.
Przewaga własnego boiska to dla większości klubów mocny argument by wierzyć, że odniosą zwycięstwo, a przynajmniej ugrają jeden punkt. Nie dla Caen. Najgorsza drużyna Ligue 1 pod względu zdobyczy punktowych na własnym stadionie (jedno zwycięstwo i pięć porażek) i tym razem odniosła porażkę, przegrywając 1:2 z drużyną Kanarków z Nantes. Jordan Veretout poprowadził przyjezdnych (bramka oraz asysta) do zwycięstwa, który wyprzedzili Saint-Etienne i wdarli się na piątą pozycję. Walczą więc z Bordeaux (ci także zwyciężyli w tym tygodniu) o miano największej niespodzianki, bowiem mało kto spodziewał się tak dobrych wyników od podopiecznych der Zakariana.
W pierwszym akapicie wspominałem, że to nie spotkanie pomiędzy PSG a OM sprawiło mi najwięcej przyjemności. Więc kto? Zgadliście, Olympique Lyon. Jestem pod wielkim wrażeniem gry tej drużyny, która gra futbol niezwykle ofensywny, niezwykle ciekawy i niezwykle dojrzały, pomimo średniej wieku oscylującej w okolicach 23. Olympique Lyon, które wystawiło aż ośmiu wychowanków w podstawowym składzie i które, ponownie, zdominowało swoich przeciwników. Dziś bohaterem był Fekir, zdobywca dwóch bramek oraz jeden asysty, który pod nieobecność Ferry’ego, Greniera i Gourcuffa wziął ciężar prowadzenia gry i osobę kreatora. Powtórzę też to, co warte jest powtórzenia – Lacazette w tym sezonie L1: 13 spotkań, 11 bramek oraz cztery asysty. Diament! Przy OL ostatnio pasuje skrót WOW.
Ligue 1 w tym sezonie najlepiej określić ligą okresów: najpierw był to okres dominacji Bordeaux, następnie okres dominacji Marsylii, teraz zaś przyszedł czas na okres dominacji Lyonu. Słowo „okres” należy przyjąć z przymrużeniem oka, bowiem mowa o zaledwie kilku tygodniach, jednak ważniejsze pytanie brzmi: kto następnie, Saint-Etienne?
Zieloni tym razem nie zgarnęli trzech punktów, za to podzielili się nimi z ekipą Monaco. Szkoda, bo goście w moim odczuciu nie zasłużyli na remis, prezentując się słabo. Duży zarzut mam tutaj szczególnie w stronę Joao Moutinho, który po odejściu James Rodrigueza oraz Falcao miał przejął pałeczkę lidera i największej gwiazdy drużyny. Niestety, tak się nie dzieje, natomiast Portugalczyk notuje kolejne, przeciętne zawody, nie mając większego wpływu na swoją drużynę. Wielkie nazwisko, duże rozczarowanie.
P.S Bramka Marveaux palce lizać.