Podsumowanie dziesiątej kolejki Ligue 1 z trenerem Stefanem Białasem

Jakub Golański: Nicea w ostatnich czterech spotkaniach zdobyła 17 bramek. Siedemnaście! Już tylko Bayern jest lepszy w Europie pod względem zdobyczy bramkowych. Jednocześnie, w tych czterech potyczkach, stracili także cztery bramki, po jednej na spotkanie. Czy można zakończyć sezon na wysokim miejscu z potężną ofensywą, a dziurawą defensywą? Maksyma „mecze wygrywa atak, ligę obrona” znana jest nie od dziś.

Wiadomo, że obie formacje muszą być doskonałe, aby zwyciężyć w lidze. To nie ulega wątpliwości. Nicea jest w ostatnim okresie drużyną grającą niezwykle ofensywny futbol, a zazwyczaj tak bywa, że to właśnie takie zespoły zdobywają dużo goli, tracą jednocześnie kilka, i właśnie Nicea traci gola niemal w każdym ostatnim spotkaniu. Oni się skupiają przede wszystkim, by strzelić jedną bramkę więcej, co ma przynieść dobry rezultat.

Tych 17 trafień w ostatnich czterech meczach tylko udowadnia jak wielkim atutem jest ofensywa Nicei. Bardzo wielu rywali było zdominowanych i nie mogło pokazać swojej gry. Nicea, ze znakomitym Ben Arfą i linią pomocy, która jest bardzo dobrze uzupełniająca się, jest rewelacją tego okresu ligi. A Ben Arfa ma duże szansę, jeśli utrzyma obecną formę, na powołanie ze strony Didiera Deschampsa.

A jednak to Lassana Diarra został uznany najlepszym zawodnikiem Ligue 1 we wrześniu. Zdobył 53% głosów, będąc właśnie przed Ben Arfą (25%) – czyli mamy dwóch synów marnotrawnych na piedestale. Według niektórych to pokazuje słabość Ligue 1, skoro zawodnicy nie potrafiący przez lata odnaleźć się w innym zespole, z miejsca stają się gwiazdami L1. Z drugiej strony, Andre Ayew graczem sierpnia, a Martial graczem września w Premier League. Jak można to wytłumaczyć?

W prosty sposób – Lass Diarra zawsze był dobrym piłkarzem. Zawsze. To kontuzje powodowały, że nie był podstawowym zawodnikiem w tych klubach, w których występował. W Marsylii wreszcie może pokazać i pokazuje, że jest zawodnikiem o dużych umiejętnościach. Łatwiej jest mu teraz, kiedy w spokoju przepracował okres przygotowawczy – dano mu nieco więcej czasu, by mógł się przygotować. Pamiętamy, że on rozpoczął rozgrywki dopiero w trzeciej kolejki, od głośnego zwycięstwa nad Troyes (6:0).

Podobnie Ben Arfa, który jest specyficznym zawodnikiem o olbrzymim talencie od najmłodszych lat. Miał jednak trudny charakter, a może charakter wyjątkowy, tak to można ująć? Ten charakter nie pozwolił mu w pełni wykorzystać potencjału. Jeśli jest doceniany przez trenera i otoczenie, to dopiero wtedy błyszczy.

To są zawodnicy, którzy mieli przejścia w klubach, w których byli – Lass przez kontuzje, Hatem przez charakter. Tyle. A dobre występy Andre Ayew czy Martiala wcale mnie nie dziwią – widzieliśmy, na co ich stać.

Michy Batshuayi miał udział przy 8 bramkach w 8 ostatnich meczach OM (7 razy sam trafił gola, a raz zaliczył asystę). Pamiętam, że gdy Belg przychodził do Ligue 1 w tym samym momencie co Philip Hosiner do Rennes, to obu wróżyłem wielką karierę, opierając się na ich występach w poprzednich ligach, aczkolwiek większą Hosinerowi. Dziś jeden jest liderem klasyfikacji strzelców, drugi na wygnaniu. Na co stać Michy’ego?

To jest taki zawodnik jakim kiedyś był Drogba – on przyszedł tutaj, by wyrobić sobie markę, nazwisko i zostać sprzedanym za duże pieniądze. Tak zresztą zaczyna pracować Marsylia w ostatnim okresie, gdy wielu zawodników odeszło. Batshuayi to fantastyczny napastnik, bardzo skuteczny. W ubiegłym sezonie był „zablokowany” przez Gignaca, będąc tylko rezerwowym, a i tak bardzo często w kilka minut po wejściu na murawę trafiał na listę strzelców.

Skuteczności nie zgubił, natomiast status, który niedawno przejął, czyli rola takiego lidera ofensywnego, troszkę go zmieniła. Teraz musi rozłożyć równomiernie siły na pełne 90 minut, a nie koncentrować się tylko na kilku minutach gry, jak to było właśnie w zeszłym sezonie. Wciąż popełnia bardzo wiele prostych błędów, choćby to, że bardzo często daje się łapać na spalonym. W ostatnim meczu był złapany aż pięciokrotnie.

Brakuje mu jeszcze doświadczenia, ale to jest talent, który w najbliższym czasie jeszcze mocniej eksploduje i pod koniec sezonie będzie miał kilka ofert.

Ciężko jest mi, myśląc o Batshuayim, przedstawić jedną, jego największą, zaletę – bo tak: on nie jest ani super-szybki, ani super-skoczny, ani nie ma super dryblingu. Jest dobry w każdym detalu, a jednocześnie nie jest wybitny w żadnych konkretnym.

Jest jednak wyjątkowo skutecznym napastnikiem. Potrafi wykończyć akcję, a to jest olbrzymi atut. I to właśnie skuteczność przebija wszystkie inne jego zalety.

Natomiast jeśli chodzi o Hosinera, to odnoszę wrażenie – jako osoba z zewnątrz – że ten klimat w Rennes jest dla niego zbyt trudny. Ta drużyna często dobrze rozpoczyna sezon, później łapie pewien dołek formy, potem znów odnosi kilka zwycięstw, by następnie pogrążyć się w kilku słabszych występach. Tam brakuje stabilności. Ciągłości.

Jako postronny obserwator odnoszę też wrażenie, że  częsta rotacja, jaka była i wciąż jest w zespole, zostawia dużo do życzenia. Choćby ostatni przykład Kamila Grosickiego, który jest w bardzo dobrej formie, co widzieliśmy po spotkaniach reprezentacji Polski i ostatnich wejściach z ławki w Rennes, a i tak jest zazwyczaj tylko zawodnikiem rezerwowym.

Hosiner rzadko kiedy grał pełne spotkania, zazwyczaj wchodząc na końcówki lub będąc zmienianym po godziny gry, czy nawet w połowie, a jeśli napastnik nie gra pełnych 90 minut to nie czuje zaufania trenera i to automatycznie zostawia ślad u zawodnika, że czegoś brakuje.

Tuluza już od 15 spotkań nie potrafi utrzymać czystego konta, co jest najdłuższą taką serią w Ligue 1. Mocno cenię umiejętności Urosa Spajica czy Kana-Biyika i dlatego zastanawiam się, co jest przyczyną tej czarnej serii?

Brak stabilności składu, to przede wszystkim. Dodatkowo, w zespole doszło do kilku wewnętrznych sprzeczek, jak choćby pomiędzy trenerem, a Ben Yedderem – gwiazdą Tuluzy, która przez ostatnie trzy lata regularnie zdobywała po kilkanaście bramek na sezon.

Niepotrzebny konflikt i niepotrzebne odstawienie zawodnika. Widocznie coś niedobrego się dzieje w Tuluzie. Arribage jest starym-nowym trenerem Tuluzy, będąc z zespołem zaledwie od marca i tych spotkań za wielu nie ma, a i tak jego bilans jest ujemny, gdzie przeważają raczej porażki, niż zwycięstwa.

Co jeszcze tyczy się Tuluzy, zła atmosfera może wynikać także z tego, że zespół od początku sezonu prowadząc (!) w meczu, stracił aż 13 punktów, nie potrafiąc dowieźć korzystnego rezultatu do końca. Jak gdyby ci zawodnicy im bliżej końca tym bardziej tracili siły czy umiejętności.

Przez sześćdziesiąt minut PSG grało totalny piach z Bastią. Nagle – bum – wchodzi Thiago Motta i jak za dotknięciem różdżki powoduje, że mistrz Francji wreszcie wygląda jak mistrz Francji. Kto jest ważniejszy dla środka pola tego zespołu – właśnie będący w cieniu Motta czy wszechobecny Matuidi?

Obydwaj są bardzo ważni. Jednak jak pamiętamy Thiago Motta już po raz drugi w tym sezonie, wchodząc z ławki rezerwowych (pierwszy raz był w inauguracyjnej kolejce z Lille, gdzie także wszedł w drugiej połowie) stał się głównym motorem zwycięstwa drużyny. Wczoraj to samo. Widzieliśmy od razu, że to była inna drużyna, gdy Włoch wszedł na murawę.

To wynika także z tego, że Paris Saint-Germain wie, że potrzebuje zaledwie 10-15 minut, by przyspieszyć grę i zdobyć jedną-dwie bramki i uspokoić spotkanie. Prawda jest też taka, że w sobotę zawodnicy PSG myślami byli już przy spotkaniu z Realem Madryt, nie chcieli więc ryzykować kontuzjami czy specjalnie forsować tempa i marnować wiele wysiłku. Wiedzieli, że Bastia nie powtórzy już poprzedniego rezultatu i nie wbije im kilku bramek. Zwyczajnie nie czuli zagrożenia.

Natomiast Thiago Motta wszedł w momencie, w którym trzeba było zacząć grać – 60 minuta, wynik 0:0, a przecież strata punktów z Bastią to nie jest najlepsze rozwiązanie dla PSG, więc większość zawodników zaczęła na poważnie traktować ostatnie fragmenty gry.

Thiago Motta jest tym, który stabilizuje, porządkuje grę zespołu. Zawodnikiem, który gra pod drużynę, nie pod siebie. Jak nikt potrafi umiejętności indywidualnie wykorzystać dla zespołu.

Na koniec nieco o smutnych skutkach popadaniu w niepamięć – Nicolas Anelka oskarżył Gerarda Houllier o rasizm, a Djibril Cisse wplątał się w seksualną aferę z Valbueną. Starość czy chęć powrotu na pierwsze strony gazet?

Może jedno i drugie? Ciężko zrozumieć tę sytuację Houlliera z Anelką, czy Cisse z Valbueną. Czytałem o tych sprawach, o zatrzymaniu Djibrila przez policję, który zresztą uważa siebie za przyjaciele Valbueny, więc akurat to wydaje się nieco dziwne.

To bardzo możliwe, że będąc cały czas na czołówkach gazet gdzieś zniknęli i brakuje im tego. Jednak wątpię, że ta afera z Anelką ot tak na niczym się zakończy. Znam dobrze Gerarda Houllier, który był przecież moim trenerem przez rok, a później się jeszcze spotykaliśmy od czasu do czasu i wiem, że on tego nie zostawi bez konsekwencji. Ciężko zapomnieć jego głośny konflikt z Davidem Ginolą i późniejsze decyzje, więc myślę, że w tym przypadku będzie tak samo. A Anelka nie ma dowodów.

Zresztą, Anelka jest właśnie takim typem zawodnika, który często miał nie najlepsze zakończenie pewnych etapów